[S&W]: Whalewatching

Do końca lat 70. XX wieku Azory pozostawały jednym z ostatnich miejsc na świecie, którego gospodarka opierała się na wielorybnictwie. Dziś też żyją z wielorybów, ale zamiast je poławiać i poddawać przetwórstwu, mieszkańcy Azorów "poławiają" turystów skłonnych wydać swoje cenne euro na trzygodzinną wyprawę polegającą na wypatrywaniu i fotografowaniu waleni. Wyspy, zwłaszcza centralne: Pico i Faial, są idealnym miejscem do obserwacji - można tu podglądać w ciągu roku aż 24 gatunki. Prądy oceaniczne spychają na te tereny kryl i inny pokarm, którym walenie się żywią, tworząc doskonałe żerowiska. 

A jakie to uczucie zobaczyć wieloryba?...

Wieloryba najczęściej widać tak... Zwłaszcza w obiektywie Suarrilk.

WITFANG:


Finwal (Balaenoptera physalus)

Pierwsze, co ciśnie się na usta, kiedy widzi się tak wielkie zwierzę, to słowa: Ale wielka ryba! Ale uwaga, uwaga, jeśli w okolicy jest Suarrilk, to pośpieszy Cię zbesztać i wytknąć, że wieloryb to nie ryba! To ssak!! Nie warto z tym dyskutować, podobno jacyś naukowcy to udowodnili. Ssą czy nie, finwale, które mieliśmy szczęście oglądać, to potężne żyjątka. Robią niesamowite wrażenie, szczególnie kiedy przepływają tuż pod dziobem łodzi, zaledwie metr pod taflą wody. Finwal jest drugim co wielkości zwierzęciem na ziemi, dorasta do 27 metrów długości, czyli mniej więcej tyle, co 8 piętrowy blok (sic!).

Podczas naszej wyprawy udało nam się doścignąć i obserwować stado finwali składające się z kilku sztuk, w tym młodych. Nie wiem, czy to chwyt marketingowy, mający na celu wzbudzić w nas poczucie wyjątkowości chwili, czy fakt, ale powiedziano nam, że bardzo rzadko udaje się zaobserwować tak liczną grupę wielorybów. O prawdziwości tych słów może świadczyć fakt, że jedna z naszych opiekunek, młoda blondynka, biegała tak podniecona po pokładzie, że wywinęła orła na dziobie (niczym niedoświadczony majtek).

1/2 Finwala
Matka z młodym

Czy wiecie, że delfiny kopulują dla przyjemności?

W drodze powrotnej oglądaliśmy i słuchaliśmy delfinów. Niestety, żadne nie kopulowały albo nie umieliśmy tego rozpoznać, niemniej to fantastyczne stworzenia. Trzymały się blisko łodzi. Pływały około 1-2 m przed kadłubem. Dzięki temu oszczędzają energię. Podobno współpracują z mewami w polowaniu na ryby. Widziałem na własne oczy, jak mewy płaciły delfinom 10 śledzi za pomoc (hehehe).

Jak widać, zdjęcia z tego dnia nie są najlepsze. Raz, brak mi totalnie doświadczenia w fotografowaniu morskich zwierząt. Dwa, wieloryby wynurzały się tylko trochę, by wypuścić fontannę wody, nabrać powietrza i nurkowały z powrotem. Delfiny z kolei byłby bardziej fotogeniczne, ale szybkie. Pogoda również nie rozpieszczała. Poniżej to, co udało się wybrać.

Niesforne bestie

W ciągłym ruchu
Pico, Pico, Pico. Wydaje się niegroźny. Mamy tam wejść. Nie mogę się doczekać. A, no i dzisiaj na kolację rybka!

Nie mogło go zabraknąć - król wyjazdu - wulkan Pico!


SUARRILK:


Fin whale, czyli... finwal


Jakie to uczucie - zobaczyć wieloryba? Muszę powiedzieć, że jednocześnie radosne - i lekko rozczarowujące. Wyobrażałam sobie, że będzie jak w filmach - wielka płetwa ogonowa ponad powierzchnią wody, pysk wystawiony nad fale, krótko mówiąc - pocztówkowy banał. Tymczasem zaobserwowaliśmy tylko jeden gatunek: finwala, który nie wykonuje żadnych karkołomnych akrobacji, tylko statecznie pokonuje mile morskie, ujawniając światu trochę grzbietu. Mimo wszystko każdy wynurzający się grzbiet witany był entuzjastycznie i obfotografowywany. A samo wypatrywanie, wyczekiwanie, gdzie i kto pierwszy dostrzeże wieloryba było ekscytujące. Lepszych ujęć niż Witfang nie udało mi się pstryknąć, wobec czego nie wstawiam zdjęć.

Z ciekawostek filologicznych natomiast mogę powiedzieć tyle: nasi przewodnicy ciągle powtarzali: "It's a fin whale, look, it's a fin whale!". Jak wiadomo, nasz język kreuje nasz świat - a przynajmniej część językoznawców się z tym zgadza - zatem określenie "fin whale", które niczego nam nie mówiło, dawało nam słaby obraz tego, z jakim zwierzem mamy do czynienia. Kiedy więc udało mi się dorwać do internetu i sprawdzić, jak fin whale zwie się po polsku, moje rozczarowanie było wielkie. Ponieważ fin whale to ni mniej, ni więcej, a finwal. Ta-da!

Selfie z Pico musi być.

Komentarze