[S&W]: Museu da Industria Baleeira oraz drugi camping

Nieudana wycieczka nad Lagoas znacznie skróciła nasze zwiedzanie, wobec czego wróciliśmy do São Roque do Pico. Suarrilk bardzo chciała wejść do Museu da Industria Baleeira - Muzeum Przemysłu Wielorybniczego, znajdującego się w dawnej - jedynej na Azorach - fabryce wielorybniczej. Witfang został w porcie, by się poopalać.


Widok na Pomnik Wielorybników oraz dawną fabrykę wielorybniczą w São Roque do Pico.
Zdjęcie z poniedziałku, ale chyba nie mamy innego z fabryką...



Znów w São Roque do Pico

SUARRILK:

Po przekroczeniu progu muzeum poczułam się tak, jakbym znalazła się w obozie koncentracyjnym dla wielorybów. Porównanie być może nie wszystkim się spodoba, ale w murach budynku unosi się atmosfera śmierci. Fabryka działała w latach 1946-1984, w muzeum została przekształcona w 1994 roku. Zwiedzający mogą obejrzeć autentyczne maszyny do kruszenia wielorybich kości na mączkę,  piece do wytapiania tłuszczu, pozostałą maszynerię, przeczytać informacje (w języku portugalskim i angielskim) o tym, jak urządzenia funkcjonowały i do czego służyły, a także o kolejnych etapach procesów przetwórczych. Największe wrażenie robią jednak zdjęcia, ukazujące proces rozczłonkowywania martwego wieloryba i przenoszenia płatów tłuszczu do fabryki. Brrr. 

Po wyjściu na zewnątrz poczułam się tak, jakbym powróciła z innego świata.

WITFANG:

Miejska plaża, czyli kamienie i beton

Klasyczna sztuka łowienia na patyk

Ciekawska jaszczura

Gustowny golf

Nocleg u stóp Pico

SUARRILK:


Dziś przekonaliśmy się, że najwyraźniej jesteśmy na Azorach poza sezonem. Znaleźliśmy camping w Santo Antonio (pierwsza duża miejscowość na trasie São Roque - Madalena). Najpierw - na mapie, później (nie bez błądzenia i wątpliwości) także fizycznie. Tak nam się zachciało luksusu - ciepłego prysznica, kontaktu, by naładować baterie i skorzystać swobodnie z wi-fi. I co? Brama otwarta na oścież. W drzwiach recepcji kartka - ZARAZ WRACAM. Cennik z 2014 roku. Pusto. Jeden samotny namiot pod drzewami, ale właścicieli - ni widu. Dookoła nikogo, by zarzucić go pytaniami. Poczekaliśmy. Pokręciliśmy się. Przespacerowaliśmy na skały na wybrzeżu. Wróciliśmy. Nadal nikogo. W pobliskiej restauracji zapytaliśmy o właścicieli / obsługę campingu. I co usłyszeliśmy? Że camping jest zamknięty (przypominam: otwarta brama, rozbity namiot). Moja Suarrilkowa praworządność kazała nam jechać dalej, zamiast rozbić się na niestrzeżonym bezpłatnym campingu, na którym najwyraźniej dopiero w połowie czerwca ktoś się pojawi i zacznie pobierać opłaty (na swoje usprawiedliwienie mam tyle, że woda we wszystkich kranach była zakręcona).

Rozbiliśmy obóz w parku piknikowym niedaleko miejscowości Bandeiras, z widokiem na wulkan pomiędzy drzewami.

Te chmury w tle to wulkan Pico.

Z początku też miałam wątpliwości - obok stoi budynek służb leśnych, znaleźliśmy schronisko dla rannych ptaków oraz zagrodę z sarnami. Bałam się, że raptem zjawi się jakiś leśniczy i wlepi nam mandat za rozłożenie namiotu na terenie do tego nieprzeznaczonym. Cały wieczór jednak byliśmy zupełnie sami, jeśli nie liczyć kosów oraz samotnego psa przypominającego wilka, który nas zaniepokoił, ale nie zbliżył się do namiotu i wkrótce sobie pobiegł dalej. 

Pokrzepieni makaronem z sosem (przygotowanym na palenisku, co zajęło wieki), umyliśmy się po ciemku pod kranem na świeżym powietrzu. Obok co prawda stał murowany budynek z łazienkami, ale prysznic zamknięto na klucz. Ot, nie sezon.

Tak gotuje się makaron nad ogniskiem.
WITFANG:

Ja tam byłem w swoim żywiole. Co prawda to nie survival przez duże S, ale jedzonko z ogniska to must have dobrego wyjazdu i campingu. Zresztą, do dzikich ostępów było daleko. Zadaszone palenisko, bieżąca woda, kamienny stół, plac zabaw i siłownia na świeżym powietrzu :)


3 gwiazdki

Warunki jak na miejsce piknikowe super.

Pisałem, że była siłownia :)

Suarrilk uzupełnia dziennik, nie ma, że boli!

Komentarze