[S&W:] Pierwszy biwak, Prainha do Norte i Lagoas

Z Lajes pojechaliśmy dalej na wschód, do części wyspy, której jeszcze nie widzieliśmy. Wydaje nam się, że zwiedzałoby się ją dużo przyjemniej, gdyby pogoda dopisała w stu procentach, ponieważ jej największą siłą jest przyroda. Ciężko cieszyć oczy krajobrazem, gdy dokoła tylko mgła...

Wschodnia część Pico

Pierwsza noc pod namiotem


SUARRILK:


We wtorek Lajes do Pico wypełniło nam większość dnia, zbliżał się wieczór. W planach mieliśmy jeszcze dalsze zwiedzanie. Chcieliśmy zobaczyć latarnię na Ponta da Ilha - okazała się jednakże zamknięta, szkoda, podobno widok na sąsiednie wyspy ładny się z niej roztacza - oraz miasteczka Calheta de Nesquim i Piedade.


Odnalezienie Ponta da Ilha zajęło nam jednak dużo czasu. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że nie posiadając żadnej nawigacji zautomatyzowanej, musieliśmy polegać tylko i wyłącznie na znakach oraz mojej Suarrilkowej umiejętności czytania mapy, a najlepiej oznaczonym miejscem na Ponta da Ilha jest restauracja o tej samej nazwie, wobec czego musieliśmy się nieźle nakrążyć, by dotrzeć we właściwe miejsce. Na darmo, jak się okazało.

Zaczęło robić się późno, konieczność znalezienia dobrego miejsca na nocleg przesłoniła plany obejrzenia kolejnych podobnych do siebie miasteczek. Nocowanie pod gołym niebem jest na Azorach dość proste - w zasadzie rozbić obóz można wszędzie, poza prywatnymi posesjami. W okolicach Calheta de Nesquim nie ma żadnego campingu, są za to miejsca piknikowe (picnic parks). W jednym z nich spędziliśmy naszą pierwszą noc. Pogubiliśmy się nieco w poszukiwaniu sklepu spożywczego, otwartego po 19:00 - nie ma takich zbyt wielu z dala od Madaleny.

Po różnorakich perypetiach wreszcie rozbiliśmy namiot. Muszę powiedzieć, że moja pierwsza w życiu noc pod namiotem była całkiem przyjemna - jeśli nie liczyć wrzeszczących mew. Prysznic pod gołym niebem na plaży, w świetle wielkiego księżyca, kolacja z grilla, ciepła herbata zagotowana nad paleniskiem, a do tego całkiem miękkie posłanie... Dużo lepiej niż się obawiałam. ;)


WITFANG:

Co najważniejsze, byliśmy sami. W miejscu piknikowym, z którego skorzystaliśmy, nie było żadnych turystów. Najpierw długo obchodziliśmy teren, by znaleźć jakiegoś landlorda i grzecznie zapłacić kilka eurosów za nocleg. Ale pocałowaliśmy klamki. Widać ktoś tam urzęduje, ale nie w tym czasie (byliśmy na Azorach z początkiem czerwca).

Kiedy udało mi się przekonać Suarrilk, że na Azroach nie ma seryjnych morderców porywających i torturujących młodych trustów, zabraliśmy się za rozkładanie namiotu. Dobrze, że nie wiedziała, że blefuję :)

Miejsce piknikowe wyglądało bardzo fajnie. Jest to duży teren ogrodzony kamiennym murem, wypełniony niskimi drzewami. Ziemi nie było widać spod kobierca liści. Posiadał wszystko, czego potrzeba do przenocowania w naturze.

Namiot rozbiliśmy niedaleko kamiennego stołu i grilla, a chwilę później przygotowaliśmy wykwitną kolację z kiełbasek i wina. Ciszę i spokój rozdarły na strzępy mewy. Nie do opisania jest ich nocny koncert. Krzyki, piski, wycia, gulgotanie, gdakanie i to wszystko podczas niezliczonych przelotów nad naszym namiotem. Dziwna to była noc, oj dziwna.

Picnic area

Grill

Przeżyliśmy pierwszą noc w "dziczy" :)

Poranek kraba

SUARRILK:


Dzień zaczęliśmy o wczesnej porze, lecz niespiesznie. Tym bardziej, że Witfang odnalazł cmentarzysko krabów, zdjęcia trzeba było zrobić ;)

Skorupa po krabie
Dzień rozpoczęty od rozgrzania obiektywu na pewno nie będzie stracony ;)
(czoło fotografa też się nieźle już rozgrzało :P)

WITFANG:

Niczym wampir porażony promieniami słońca zastygł w obronnym geście.

Azorskie kameleony, idealni modele, pięknie pozują.

Gdybym mieszkał w takim miejscu, nikt nie musiałby mnie ratować.

Północne wybrzeże Pico

SUARRILK:

Pominęliśmy miejscowości Piedade, Ribeirinha i Santo Amaro, zadowalając się widokami zza szyby. Zatrzymaliśmy się dopiero w Prainha do Norte, ponieważ w pobliżu jest szlak pieszy, który zamierzaliśmy przejść.



Spacer przyjemny, choć widoki dość monotonne: trawa, krowy, drzewa, krowy, małe ptaki, krowy, kwiaty, krowy... Na koniec złapał nas intensywny, ale krótki letni deszcz.


WITFANG:

Suarrilk w cieniu drzew

Niemal symbol Azorów - krowa

Na wyspach żyje ogromna populacja tych ptaków, kosów?

Ich też żyje tam mnóstwo.

Stacja z wodą pitną

Lagoas


SUARRILK:


Lagoa do Capitão nie jest jedynym godnym uwagi jeziorem na Pico. Chcieliśmy dziś zobaczyć pozostałe, tym bardziej, że wielokrotnie mijaliśmy drogowskazy wskazujące drogę do "Lagoas" (czyli do jezior), rozsianych po Planalto da Achada - 30-kilometrowym pasmie powulkanicznych wzniesień, porośniętych bujną zielenią. Po raz kolejny jednak przekonaliśmy się, że nawet jeśli na wybrzeżu świeci słońce i jest pięknie, to wzdłuż górskich grzbietów wyspy zalega mgła i pada deszcz. Znów utonęliśmy w bieli i szarości, w wilgoci i chmurach, spośród których wyłaniały się co jakiś czas odcienie zieleni.

Poniżej wszystko, co udało nam się zobaczyć (z wnętrza samochodu, ponieważ poza nim lało i było zimno):

Lagoa do Peixinho

Lagoa da Rosada

Komentarze