[S&W:] Kamienna wioska i widoki wydarte mgle

Nasz czwarty dzień na Pico rozpoczęliśmy od pożegnania z Guest Rooms Golphino oraz Madaleny. Ruszyliśmy wzdłuż północnego wybrzeża na wschód, by trafić do wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO tradycyjnej kamiennej wioski Lajido de Santa Luzia.

Bazalt i lawa 


SUARRILK:


Wczoraj przegapiliśmy tę zabytkową wioskę - zorientowaliśmy się, że to była właśnie ona, gdy byliśmy już daleko za nią. A uważam, że warto się w niej zatrzymać. Swą nazwę otrzymała ze względu na rozległe pola zastygłej lawy, na których powstała. Okazała się ciekawym obiektem do fotografowania, a to ze względu na dwie rzeczy. Po pierwsze, zero ludzi, jakbyśmy znaleźli się w świecie po katastrofie albo na planie filmowym. Zamknięte okiennice, brak śladów życia, opustoszałe, pokryte rudym pyłem ulice. Po drugie, domy same w sobie. Zbudowane z czarnego wulkanicznego kamienia, gdzieniegdzie pobielone. Co prawda, wioska została odbudowana (być może po jakimś trzęsieniu ziemi? tego przewodnik nie wyjaśnia), niemniej czuć w niej ducha odległych czasów.







W pobliżu Lajido można również podziwiać tzw. relheiras - koleiny wyżłobione w lawie przez wozy z beczkami wina, ciągnięte niegdyś przez woły do portu. 

Relheiras

Choć opustoszałe, Lajido bardzo mi się podobało. Wydaje mi się, że pokazuje ducha całej wyspy - otoczone zastygłą, czarną lawą oraz kamiennymi, zielono-czarnymi winnicami, wpisuje się w surowość całej wyspy.


WITFANG:

Choć nigdy nie byłem w Ameryce Południowej, małe czarne domki, karłowata, intensywnie zielona roślinność oraz drogi z rudego żwiru w jakiś sposób kojarzyły mi się z egzotycznymi dla nas krajami Ameryki Południowej. Najbardziej z Boliwią, nie mam pojęcia, dlaczego, ktoś może to zweryfikować? :)

Ponadto Lajido było jak plan filmowy z horrorów klasy B o kanibalach. Na szczęście, nie zostaliśmy zjedzeni, spokojnie zwiedziliśmy całą wioskę. Wydaje nam się, że Lajido jest wioską letniskową dla Portugalczyków z kontynentu. Wszędzie wisiały kłódki, co oznacza, że ktoś jednak dba o swoje podwórko. Jest to też informacja, że początek czerwca nie jest sezonem urlopowym na Azorach.
Droga w dzicz :)

Suarrilk na planie horroru pt. Kanibale z Lajido

Moc natury - trawa na lawie

Wzlot na wyżyny, czyli podejście drugie do punktów widokowych


SUARRILK:

Podjęliśmy drugą próbę zobaczenia miejsc, które w poniedziałek pożarła mgła. Okazało się, że Miradouro do Corre Água rzeczywiście jest punktem widokowym.

Widok na São Roque do Pico oraz wyspę São Jorge (po prawej).

WITFANG:

Widok na São Roque bez mgły

São Jorge w tle
SUARRILK:

Idąc za ciosem, wróciliśmy nad Lagoa do Capitão. Pico wprawdzie wciąż się krygował w płaszczu chmur, ale już można się było domyślać jego kształtów.

Jezioro oraz podnóże wulkanu.

Lagoa do Capitão w pełnej, dość niepozornej krasie.


WITFANG:

W okolicach jeziora przechodzi szlak pieszy. Przy sprzyjającej pogodzie ma szansę być jednym z ciekawszych na wyspie. Dostrzegliśmy nielicznych spacerowiczów, ale z braku czasu nie poszliśmy w ich ślady. Znaleźliśmy natomiast wyjątkowo przyjacielskie kaczki :)

Azorczycy wolą wołowinę, dlatego kaczki mają się dobrze :)

W stronę południa wyspy


SUARRILK:

Znad jeziora udaliśmy się na Pico da Urze, wygasły wulkan, dziś całkowicie pochłonięty przez zieleń (i mgłę). Miał tam być punkt widokowy, tymczasem widzieliśmy jedynie krzaki, chmury i krowy.

Taki widok w miejscu, które kiedyś pełne było lawy (no, nie za naszych czasów), każe myśleć, że i nas kiedyś zastąpi zieleń.
Kolejny azorski punkt widokowy. Nowe kształty mgły ;)
Krowa wysokogórska. ;)

WITFANG:

Kilka ujęć z Pico da Urze.

Suarrilk pochłonięta zielenią

Widok na dolinę z Pico da Urze

Komentarze