[S&W:] Pico w słońcu i mgle

Po emocjach związanych z podglądaniem wielorybów i delfinów przyszedł czas na pierwszą wyprawę wokół Pico. Chcąc wykorzystać resztę poniedziałku, ruszyliśmy przed siebie wzdłuż północnego wybrzeża wyspy.

Pico w całej okazałości

Zachodnia część Pico


Arcos do Cachorro


SUARRILK:

Pierwszy przystanek na trasie. Niewielka miejscowość Cachorro, a w niej łuki skalne, zwane Łukami Szczenięcia. Fale oceanu rozbijają się z ogromną prędkością i siłą o wybrzeże, od lat rzeźbiąc czy raczej niszcząc skały. Wyślizgane kamienie z czasem ponoć przybrały formę psiej głowy - stąd nazwa. Prawdę mówiąc, ja tam psa ani szczenięcia nie zauważyłam, przeczytaliśmy o tym po fakcie w przewodniku. Niemniej wysokość, na jaką "wyskakują" spienione fale, robi wrażenie, a zniszczone kamienne schody przywodzą na myśl Władcę Pierścieni... Miejsce z klimatem.

Psia głowa? Mnie kojarzy się z Falcorem z Niekończącej się opowieści.
Za to skały świeciły się jak psie... hm. ;) 

Tajemnicze schody

Ocean wgryza się w skały.


WITFANG:

Ryk Bestii

Cachorro oprócz spienionych fal zaskoczyło nas tajemniczym dźwiękiem, który brzmiał jak ryk wielkiej bestii. Okazało się, żę po prawej stronie łuków, tuż nad wodą stoi prostokątny budynek. Pod dachem znajdują się otwory, przez które wydostaje sie powietrze wepchnięte przez pędzące fale. Ten przedziwny "instrument" dopełnia niepokojący klimat Cachorro. 

Ponownie rozgorzała nasza dyskusja, co jest potężniejsze: ocean czy góry? :)

Bestia z Cachorro

Bestia z Polski :P

São Roque do Pico


SUARRILK:

Miejscowość większa od Madaleny, ale moim zdaniem mniej ciekawa. Warto zapewne zajrzeć do muzeum, utworzonego w dawnej fabryce wielorybniczej - niestety, przyjechaliśmy do miasta za późno, wystawa była już zamknięta. To druga nieudana tego dnia wycieczka - tuż po whale watching chcieliśmy zwiedzić największą na wyspie jaskinię, Gruta das Torres, lecz w poniedziałki jest nieczynna. Pozostał nam spacer po São Roque. Wzrok przyciągnęły panorama miasteczka od strony portu oraz klasztor São Pedro de Alcântara, dość upiorny, pogrążony w ciszy i całkowicie wyludniony (szokujące, gdy się wspomni klasztory na Krecie, już na początku maja pełne turystów). Powstał w XVIII wieku w stylu barokowym typowym dla Azorów. 

Klasztor São Pedro de Alcântara

Scena jak z filmu Hitchcocka.
Jedna z uliczek nieopodal Muzeum Przemysłu Wielorybniczego.

Widok na São Roque od portu.

Pogoda, jak widać, uległa zmianie od rana. Podczas whalewatching świeciło słońce, szczyt Pico był doskonale widoczny. Gdy dojechaliśmy do São Roque, chmury zaczęły spływać coraz niżej po górskich szczytach. Przez chwilę nawet siąpił deszcz.

Melodia mgieł azorskich

SUARRILK:

To, co nam się na Azorach spodobało, to specjalnie wyznaczone i oznakowane tablicami punkty widokowe - miradouros. Jeden z nich, z widokiem na São Roque oraz wyspę São Jorge, zaplanowaliśmy na swej dzisiejszej trasie. Zwie się  Miradouro do Corre Água.

Oto, co z niego zobaczyliśmy (zdjęcia Witfanga):

Widoczność na 4-5 metrów

To nie Londyn, to Azory!

Jeszcze nie zrażeni, ruszyliśmy dalej, nad Lagoa do Capitão - powulkaniczne, głębokie do 5 metrów jezioro, położone 790 m n.p.m. Krajobraz z jeziorem i szczytem Pico w tle jest najbardziej pocztówkowym widokiem z wyspy. My zobaczyliśmy to:


Witfang w poszukiwaniu jeziora

WITFANG:

Tego dnia mgła pochłonęła wszystkie atrakcje. Czytaliśmy o kapryśnej pogodzie, o tym, że potrzeba i szortów, i kurtki przeciwdeszczowej, ale rozmiar i gęstość mgieł były dla nas zaskoczeniem.

Pogoda poddała w wątpliwość również nasze plany wejścia na Pico. Ponieważ szczyt tego dnia był niewidoczny, postanowiliśmy jutro podjechać jak najbliżej, by naocznie przekonać się, jak to wygląda.

Droga z Lagoa do Capitao
Aby dzień nie był całkowicie stracony, w drodze powrotnej postanowiliśmy podjechać do podnóża Pico, by sprawdzić, jak wygląda z bliska. Tak dotarliśmy do Domu Góry. Można tam spokojnie wjechać samochodem, trzeba tylko uważać na wszędobylskie krowy. Ponieważ wejście na Pico to jeden z najważniejszych punktów wyjazdu, dobrze się stało, że odwiedziliśmy schronisko. Dowiedzieliśmy się, że wejście jest zależne od warunków pogodowych, które kształtuje wiatr. Od jego kierunku i siły zależą chmury okalające górę. Widzieliśmy zdjęcia kilku różnych tworów chmurowych. Niektóre powodują wyjątkowo niebezpieczne okoliczności i wejście na szczyt jest wówczas niemożliwe.

Pico jest parkiem narodowych i pobierana jest opłata za wejście w wysokości 10 euro od osoby. Wejście i zejście zajmuje ok. 7-8 godzin, a każda osoba dostaje osobisty GPS, który monitoruje położenie wspinacza. Na koniec otrzymaliśmy numer telefonu, pod który mieliśmy zadzwonić, by upewnić się, czy danego dnia będzie odpowiednia pogoda na wyprawę na wulkan.

Dom Góry (Casa da Montanha)
+351 967 303 519
Od 1 czerwca obiekt jest czynny 24h na dobę.

Komentarze

  1. Schody donikąd jak z horroru albo filmu fantasy. Czy tam na górze nie stał aby zgrabny ołtarzyk? ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podziel się z nami swoją opinią! :-)