[S:] Smoczyca i korepetycje

Po prawdzie, moje doświadczenia korepetytorskie są nikłe, by nie rzec - cytując nauczyciela fizyki z mego liceum - "nikczemnie małe". W zasadzie, w ciągu minionego tygodnia udzieliłam tyleż korepetycji, co przez całe życie - to jest dwie lekcje :P



Swoich pierwszych korepetycji udzieliłam Dominiki koleżance z klasy. Jakoś w styczniu przed wyjazdem do Moskwy. Nic z tego nie wyszło, dziewczyna po tej jednej lekcji nie wyraziła ochoty spotkać się ponownie (Dominika oznajmiła, że koleżanka nie ma nastroju, bo rozstała się z chłopakiem o_O), po czym ja wyjechałam, a moja niedoszła uczennica znalazła sobie innego korepetytora. Za pewne o niebo lepszego ode mnie...

Później nie udzielałam korepetycji. Wprawdzie w październiku zamieściłam ogłoszenie w sieci, ale tylko raz ktoś na nie zareagował - w czwartek tuż przed Imladrisem. Wracałam po 17ej z zajęć, gdy w autobusie zadzwoniła do mnie jakaś kobieta i spytała, czy jeszcze dziś nie mogłabym przybiec i przetłumaczyć jej synowi recenzję filmu "Katyń" na jutro. Moje drugie w życiu korepetycje trwały pół godziny, polegały zaś na tym, że przeczytałam recenzję, napisaną przez mamę owego chłopaka, po czym przetłumaczyłam ją na rosyjski. I za to dostałam 20 złotych! o.O Nasz klient - nasz pan, wszelako. Chłopak miał dzwonić w razie czego, jakby potrzebował w czymś pomocy, ale więcej się nie odezwał. Źle przetłumaczyłam i nie zaliczył? Czy też przetłumaczyłam za dobrze i nikt nie uwierzył, że sam to napisał? :P Nie wiem. Powiedział, że chce tylko zaliczyć rosyjski, jest w klasie maturalnej i potem nie będzie już się zajmował tym językiem. Cóż, jego sprawa...

Moje ogłoszenie jakby zniknęło w eterze. Nie żebym jakoś specjalnie przez to płakała czy też starała się zdobyć uczniów za wszelką cenę :P Styczeń jednak robi swoje. Koniec semestru blisko, zaliczenia nadciągają... Odezwał się na maila chłopak, którego odesłała do mnie Asia. Odpowiedziałam na jego pytania, ale najwyraźniej fakt, że nie chcę spotykać się w weekendy, go zraził. Poszukał pewnie kogoś innego, kto przygotuje go do matury ustnej, bo na maila nie odpisał nawet "nie jestem zainteresowany". :/

Za to na GG zgłosiła się w zeszły poniedziałek dziewczyna, u której byłam później dwa razy. Odezwała się z okazji, że w czwartek czekała ją ogromna klasówka, na którą musiała m.in. umieć podawać godzinę i określać datę, ale, jak oznajmiła - nie znała nawet liczebników (sic!). Wtorkowa lekcja nie wypadła chyba tak źle - przyniosłam jej pomocnicze materiały i ćwiczenia, wytłumaczyłam to, czego nie rozumiała, nawet rozwiązała sama trochę ćwiczeń i wydawało mi się, że łatwo chwyta. W dobrej wierze zostawiłam jej pracę domową, miała też nauczyć się liczebników. Kiedy jednak przyszłam w środę, dowiedziałam się, że nawet nie tknęła tego wszystkiego. Generalnie, zależało jej najwyraźniej tylko na tym, bym rozwiązała zadania, które będą na sprawdzianie. Kiedy prosiłam, by coś sama spróbowała zrobić, odpowiadała: nie umiem, nie wiem, nie pamiętam.

Wyszłam z lekcji z mieszanymi uczuciami, strasznie niezadowolona z siebie. Skoro już wzięłam się za korepetycje, to chcę pomóc komuś czegoś się nauczyć. Nie chcę być złą korepetytorką. Wiem, gdzie i jaki błąd popełniłam i wiem, że inaczej powinna wyglądać ta lekcja, że to ta dziewczyna powinna rozwiązywać ćwiczenia, a ja tylko ją nakierowywać na odpowiedź i ew. coś wytłumaczyć. Miałam paskudny humor później, czułam się beznadziejna. Czy fakt, że nie mam doświadczenia, jest jakimś usprawiedliwieniem?... Wracałam do domu i zastanawiałam się, co Michał by mi powiedział... Jak wyglądały jego pierwsze korepetycje? Ale ona ma wrodzony dar do tego, by przekazywać wiedzę i coś innym tłumaczyć (i dużo cierpliwości do tego)... A ja chyba nie potrafię. Oj, wiem. Nie powinnam tyle myśleć o Michale. Ale czasem myślę. Gdy coś mi się przydarzy i bardzo chciałabym mu o tym opowiedzieć...

Tak czy inaczej, w poniedziałek znów mam lekcję. Tym razem z jakimś chłopakiem. Druga klasa liceum, uczy się od podstaw. Z jednej strony, to bardzo dobrze, bo w zasadzie mogę z nim robić cokolwiek. Z drugiej, trochę niewygodnie, bo nie wiem, co przygotować na to pierwsze spotkanie...

Nowy rok, nowe elementy w życiu Smoczycy. Pytanie tylko, czy te korepetycje to na stałe, czy - jak prawie wszystko, co mi się przytrafia ostatnio - przelotnie?...

Komentarze