[S:] Przegląd (pół)styczniowy
W sumie to niewiele w styczniu pisałam o tym, co się u mnie dzieje (inna sprawa, że nie dzieje się wiele), więc w tej notce będzie tak w telegraficznym skrócie o tym, jak mi się zaczął nowy rok.
04., piątek:
Byłam u fryzjera, a późnym popołudniem pojechałyśmy z Eleanor do KDT. Namówiła mnie, bym sobie kupiła sukienkę. Szkoda, że jest letnia, teraz jej nie ponoszę. Lubię chodzić w sukienkach, a ta jest taka zwiewna i rusałkowa.
A potem poszłyśmy na kawę i się rozgadałyśmy. To był miły piątek – wpierw szeroki uśmiech po wizycie u fryzjera, potem sympatyczna rozmowa i pyszna kawa. Popołudnie skondensowanej terapii na dobre samopoczucie.
Zawsze pomaga, zawsze na krótko.
08.,wtorek:
Omal nie udławiłam się czekoladą. To wcale nie byłaby słodka śmierć. Zakrztusiłam się i kostka czekolady wpadła mi do gardła. Jeszcze nigdy nie miałam czekolady w nosie. Nowy rok, nowe doświadczenia.
09., środa:
Dowiedziałam się od Krzyśka, że E. Sz. Ma 65 lat. Zupełnie nie wygląda na tyle! Krzysiek stwierdził, że azbest dobrze konserwuje i my kiedyś też będziemy tacy zmumifikowani :P A Asia dodała, że chociaż wyjaśniałoby to jego sklerozę :P
10., czwartek:
Po raz kolejny mogłam się przekonać, że dupa ze mnie, a nie tłumacz. :/ Zły humor i niewiara w zdolności translatoryczne zaczęły się w środę, gdy okazało się, że mam źle prawie połowę tego, co samodzielnie przetłumaczyłam, zamiast przepisać od Krzyśka. Prawie się popłakałam na zajęciach „I co ja robię tu...”
12., sobota:
Ufarbowałam się, a z połączenia dwóch różnych farb i moich włosów wyszło coś mieniącego się w świetle ni to czerwono, ni to fioletowo – jak opalizujące skrzydła motyla... A Konrad się śmieje z porównania. Może za dużo poezji we mnie...
A poza tym:
Siedem razy śnił mi się M.. Narysowałam siebie w negliżu. Z jakimś dziwnym zacięciem układam haiku. Póki co, regularnie co tydzień gram w Warhammera. Zrezygnowałam – pod wpływem emocji – z sesji, prowadzonej przez M., i wróciłam do niej – po namyśle. Na cztery tygodnie przed sesją egzaminacyjną zaczęłam czytać lektury do egzaminu (policzyłam, że to w sumie około 90 utworów, bez poezji). Cieszyłam się śniegiem, ale tylko jeden dzień, potem się roztopił. I znów nie ulepię bałwana :( Odkryłam, że zginęła mi książka, i nikt się nie przyznaje, że ją pożyczył. Piję za dużo herbaty. I robię za mało pożytecznych rzeczy i rzeczy, które powinnam robić. Zapadam się w sobie, jakbym spała na jawie. I jeszcze zdumiewam się tym, jak bardzo pragnę i potrzebuję czyjejś czułości i uwagi. Nienawidzę stycznia i chcę już wiosnę...
GOŚĆ: SAMOLUBOVNA ;), *.SUBSCRIBERS.SFERIA.NET
OdpowiedzUsuń2008/01/15 18:48:10
niezbyt stabilnie rozpoczyna się ten Nowy Rok. Pociechy szukać trzeba w każdym kolejnym dniu. A jak jej tam nie ma? Nic to, może w następnym. Wierzę, że dasz radę przebrnąć przez ten styczeń. Trzymam za to kciuki.
ps: czy ja widzę topór wojenny zakopany?
-
RAYA_CZARODZIEJKA
2008/01/15 19:27:19
Ano. Topór był bez sensu wyciągnięty.
-
GOŚĆ: SAMOLUBOVNA, *.SUBSCRIBERS.SFERIA.NET
2008/01/16 03:06:53
popatrz pani, jak to z czasem mądrzejemy ;)