[S:] "Śmierć nie istnieje" (Isaac Bashevis Singer)

Jest coś pociągającego i mamiącego w płomieniu znicza - może to pierwotna fascynacja ogniem, która tkwi w człowieku od prapoczątków, a może ludzkie oko wabi ten owa ciepła poświata, bijąca od świecy.



Jest coś kojącego i uspokajającego w tym płomieniu, coś, co przyciąga wzrok jak ćmę. Może właśnie dlatego Stare Powązki wyglądają pierwszego listopada tak magicznie po zmroku, gdy setki, tysiące kolorowych zniczy wydobywa z ciemności sylwetki drzew, kształty nagrobków, rzeźb, kapliczek i misternych ogrodzeń. Gdy barwne światła migocą pośród mroku niczym leśne duchy. To tak, jakby człowiek przeniósł się do innego świata. I dopiero ten spacer prowokuje zadumę, dopiero ta atmosfera wycisza. 

Bo trudno powiedzieć, by poranny rajd po Cmentarzu Północnym - z jednego końca na drugi i z powrotem - by ciężkie pieniądze, wydane na lampki i chryzantemy, by dziki tłum w autobusach budziły jakiekolwiek głębokie myśli, skłaniały do refleksji. Czy to jeszcze jest tradycja, czy to nadal kult przodków, czy też rutynowy obowiązek? A może, jak twierdzi wujek, lepiej wydać te pieniądze na dom dziecka albo przeznaczyć dla biednych, zmarłym ofiarowując pamięć?

Ja myślę, że tak jest teraz ze wszystkim - ludzie przeżywają wszystko powierzchownie i może wcale nie dlatego, że są puści, płytcy, że brak im wrażliwości. Żyjemy tak, że zaczyna nam brakować czasu i sił na to, by zgłębiać każdą chwilę. Te myśli i uczucia są w nas, to nie jest tak, że nie mamy nic do powiedzenia, że np. nie tęsknimy za tymi, którzy odeszli albo że nie darzymy ich szacunkiem - po prostu oduczyliśmy się to celebrować i przeżywać tak, jak dawniej. 

A może po prostu społeczeństwo konsumpcyjne z każdego święta robi sztuczny bazar.

Komentarze