[S:] Jazda w plecy
Punkt siódma rano - Smoczyca rozkleja swe oczęta i cóż czuje? Katar, ból gardła i piłowanie w głowie.
I od razu wewnętrzna walka - iść na jazdę i ryzykować rozłożenie się z kaszlem i gorączką, czy też darować sobie i za tydzień zafundować dwie jazdy z rzędu? Nie przeszło mi do ósmej, toteż wygrała opcja druga.
I już żałuję, że jednak nie pojechałam. Że jednak przegrałam tę rozgrywkę między sobą a niechciejem. Że poddałam się chwilowej słabości, zamiast jak zwykle pojechać, osiodłać konia i poczuć tę dziką radość, ogarniającą człowieka w pędzie, gdy osiągnie harmonię z koniem i zapanuje nad swoim strachem i innymi ułomnościami...
Boję się poza tym, że będę odstawać teraz od reszty grupy.
Ciekawe, czy zaczną dziś galopować...
No cóż, w przyszły piątek - oby, oby - wynagrodzę to sobie podwójnie. Tyłek mi odpadnie :P
GOŚĆ: SAMOLUBOVNA, CHELLO089076139124.CHELLO.PL
OdpowiedzUsuń2008/11/28 16:50:27
... zaczęli.
jednak warto zawsze zwyciężać z niechciejem - był teren. na ujeżdżalni ostały się tylko lonże. reszta pojechała w las. co prawda było mało instensywnie ze względu na nas, początkujące (ok, głownie z powodu marudzenia Sama-wiesz-kogo). było zagalopowanie (Sama-wiesz-kto oczywiście wpadła w histerię)... z reszta, co ja się tak produkuję - marnuję sobie materiał na notkę :P