[S:] Hartowanie ducha

Hartowanie charakteru Suarrilk i "praca nad sobą" trwają. Tym razem zmierzyłam się z humorami konika polskiego imieniem Leo. Początkowe rozbawienie - "nareszcie wierzchowiec dostosowany do moich wymiarów" - przerodziło się w ogromny stres na ujeżdżalni. Chociaż kiełznanie zakończyło się sukcesem i znieśliśmy zabiegi czesząco-siodłające oraz siebie nawzajem ze stoickim spokojem, prawdziwe rodeo nastąpiło dopiero podczas jazdy. I też nie na samym początku, przebiegły Leoś wykorzystał dopiero moment, gdy już myślałam, że grzeczny z niego konik. 

Oczywiście, pomijam pełnym autopotępienia milczeniem swoją nieumiejętność zapanowania nad utrzymaniem Leo na ścieżce. Opanowałam to pod koniec piątkowej jazdy. Po tym, jak A. solidnie złoił Leosiowy zadek bacikiem, niepozorny, acz niesforny wierzchowiec potulnie wypełniał każde moje polecenie. Wystarczyło zagrozić powtórnym laniem. Co ja jednak przeżyłam, zanim to nastąpiło. "Bo ty za delikatna jesteś" - tak, to chyba w tym rzecz. Zero charakteru. Zero silnej woli. Zero zdecydowania. A konie to wyczuwają - i wykorzystują. 

Niech no ktokolwiek spróbuje mi wmówić, że zwierzęta nie są inteligentne! Otóż są. Każde żywe stworzenie (no, powiedzmy, stojące na szczeblu ewolucyjnym wyżej od bezkręgowców, choć tylko umownie, bo w końcu co my możemy wiedzieć o psychice owada...) ma swój charakter i osobowość, a jeśli ktoś w to nie wierzy, niech poobserwuje konie. Niech spojrzy w ich wielkie, bystre oczy. Niech spróbuje ukryć przed nimi swoje emocje. Myślę, że tego nie zrozumie nikt, kto nie miał w domu psa, kota, papugi czy chociażby chomika. Człowiek, który nie wychowywał się ze zwierzęciem w domu albo który nie lubi zwierząt, jest dla mnie ubogi duchem.

Wracając jednakże do mojej przygody w siodle - w zasadzie, cała sprowadza się do faktu, iż Leo kopie. Kopie inne konie. W kłusie. Ze mną na grzbiecie. Uściślijmy jeszcze dokładniej: ze mną w siodle, usiłującą opanować technikę półsiadu podczas pokonywania koziołków i jednocześnie skrócić Leosiowy wodze, by nie zmieniał trasy. Och. Było mi naprawdę głupio, że poniekąd przeze mnie spadła M., a potem U. I do końca zajęć okropnie się bałam, że Leo znów wytnie taki numer, zwłaszcza że pozostali też się tego bali i wylądowałam na szarym końcu kolumny. Dawno nie czułam się tak spięta i zestresowana.

Muszę w tym miejscu przyznać, iż w pewnym sensie zazdroszczę Ulczysławie, iż zaliczyła swój pierwszy upadek, pokonując koziołki. Przekroczyła tę granicę strachu, przed którą ja ciągle jeszcze stoję.    

Mimo wszystko są i pozytywy - po pierwsze, nareszcie opanowałam prawidłowy dosiad i nie poobijałam się podczas kłusu ćwiczebnego. Po drugie, sama jazda, kiedy już dogadaliśmy się z Leo co do kierunku i prędkości, dostarczyła mi jak zawsze mnóstwa radości. Chyba niewiele rzeczy daje poczucie takiej swobody, oderwania od codzienności, odprężenia...

Nie mogłabym też nie wspomnieć o atmosferze, panującej w stajni. Podoba mi się to, że wszyscy są tacy otwarci, że akceptują człowieka i przyjmują jak swojego. Przy odrobinie chęci z własnej strony można się dzięki temu poczuć jak część wspólnoty. A przecież człowiek, jak koń, też jest stworzeniem stadnym, mimo wszystko...

Komentarze

  1. GOŚĆ: SAMOLUBOVNA, H-77-87-76-231.EURONET.NET.PL
    2008/11/10 20:40:25
    a czego w konkrecie?
    rozbitego nosa? czy może obtłuczonych barków?
    hm... sama bym się nie zdecydowała :P
    -
    GOŚĆ: SAMOLUBOVNA, H-77-87-76-231.EURONET.NET.PL
    2008/11/10 20:41:29
    ps: swiatkoni.pl/gallery-photos/179.html
    -
    RAYA_CZARODZIEJKA
    2008/11/10 20:46:42
    Przełamania strachu. ;)
    A zdjęcia widziałam, dostałam maila tego samego co wszyscy, wyobraź sobie :P
    -
    GOŚĆ: SAMOLUBOVNA, H-77-87-76-231.EURONET.NET.PL
    2008/11/11 18:05:42
    nie byłam pewna, czy to przyszło od an czy z listy mailingowej. przepraszam.
    -
    RAYA_CZARODZIEJKA
    2008/11/12 08:46:18
    Spoko.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podziel się z nami swoją opinią! :-)