[S:] "Here we are now, entertain us!..."

Poniedzialek dniem rozrywki.
Wstalysmy z Asia o nieludzkiej dla nas porze (wszak przestawilysmy sie na nocne zycie moli ksiazkowych :P), tj. przed osma, i poszlysmy do pobliskiego kina. W Moskwie obowiazauje jakis dziki system biletowy - niewazne, czy jestes studentem, emerytem czy pelnoletnia osoba, placisz tyle samo. Caly haczyk w tym, ze taniej kupisz bilet na seans do 10:30. Potem juz coraz drozej, a wieczorem ponad 20 zlotych. Ot, logika. Cale szczescie, w poniedzialki nie mamy zajec, oglosilysmy wiec ow dzien - dniem kina ;). I w ramach inauguracji wybralysmy sie we dwie na "300 Spartan" :>
Ekranizacja genialnego, moim zdaniem, komiksu Franka Millera - bardziej udanego niz "Sin City", w moim osobistym odczuciu - mnie nie zawiodla. Wyczekiwalam jej juz od jakiegos czasu - ogromnie bylam jej ciekawa. Okazala sie fantastyczna! :D Film jest bardzo plastyczny, nakrecony w charakterystycznej poetyce komiksu, niesamowicie operuje obrazem. Obsade dobrano swietnie, a charakteryzacja dopelnila dziela - niektore postacie sa jak zywcem wyjete z rysunkowej wersji. Owszem, fabula nieco sie rozni, choc, generalnie, bardzo wiernie oddano watki komiksowe. Rozszerzona rola kobieca, na szczescie, nie razi ;). Ogromnie podobala mi sie muzyka, w polaczeniu z dynamicznym obrazem wywoluje niesamowite wrazenie. Swietnym pomyslem bylo zwlanianie czasu podczas walki, takie jakby pokazywanie sceny klatka po klatce - kontrastujace z nastepujaca potem szybka akcja. Ciekawie - wiem, brzmi to dziwnie :P - pokazana krew. Troche jak w "Kill Billu" - nie nachalnie, nie wywoluje niesmaku. Co moge jeszcze dodac. Poplakalam sie :P

Minusy sa dwa. Ale nie zwiazane z filmem. Po pierwsze: Rosjanie fatalnie zachowuja sie w kinie. W polowie seansu jakis koles odebral telefon i przez dizesiec minut normalnie sobie rozmaiwa. LOL o.O Po drugie, chcialysmy obejrzec napisy, poniewaz fajnie je zrobiono, poprzeplatano komiksowymi wstawkami - niestety, ledwo sie zaczely, ekran zgasl i ochroniarz wyrzucil nas z sali. Rotfl... o.O
Ach, i jeszcze slow pare o rosyjskim dubbingu sie nalezy. Otoz, balam sie troche, ze przez niego nie pojme sensu wypowiedzi bohaterow, lecz dubbing okazal sie bardzo dobry, nie zrozumialam paru zdan, w ktorych jakos duzo nieznanych mi slow sie pojawilo. Tak poza tym - bynajmniej nie przeszkadzal mi obcy jezyk.
A tak.
Bo w Rosji nie ma czegos takiego jak napisy pod filmem. Nie istnieje oryginalna sciezka dzwiekowa. Wszystkie filmy w kinie wyswietlane sa z dubbingiem.

Dla dopelnienia rozrywkowego przedpoludnia poszlysmy z kolezanka, Ania, do second-handu :P Nie ma jak wydac pare rubli o poranku :P

Wieczorem natomiast pojechalysmy do Teatru "Sovriemiennik" na "Pigmaliona".
Poczatkowo czulam sie dosc dziwnie, balam sie wrecz, ze to bedzie stracony wieczor - gdy aktorzy zaczeli mowic, nic nie moglysmy z Asia zrozumiec. Szybko jednak przywyklysmy i w pewnym momencie przestalam zauwazac, ze ogladam sztuke w innym jezyku niz ojczysty. Sila teatru ;)
Przedstawienie fantastyczne, gra aktorow bardzo dobra. Niestety, wielu zartow slownych nie pojelysmy i kiedy cala sala ryczala ze smiechu, patrzylysmy na siebie skonsternowane. Tia...
Mialysmy okropnie niewygodne miejsca - na takich doczepionych do siedzen deskach. Niby widac cala scene, poniewaz byly wyzsze od normalnych foteli, za to plecow o co oprzec nie bylo, a kiedy ktos obok sie poruszyl, deska sie trzesla :P Tak twardego siedzenia dawno nie widzialam :P
Podobalo mi sie, ze rosyjska publicznosc zywo reagowala na to, co dzieje sie na scenie. Po kazdej dowcipnej riposcie, po kazdej udanej scenie widzowie bili gromkie brawa - u nas nie zaobserwowalam czegos takiego...
Sala byla pelna i wielu ludzi stalo. To jedna z trzech rzeczy, jakie zauwazylam w Rosjanach: czytaja mnostwo ksiazek, chodza duzo do teatru i jedza o wiele wiecej nabialu od nas :P

Komentarze