[S]: Może to jej urok?...

Szłam wczoraj pustą, pogrążoną w półmroku, wieczorną grochowską ulicą, dźwigając torbę wyładowaną książkami, gdy nagle zaczepił mnie jakiś pijaczek, czy może nie pomóc mi ją nieść. Podziękowałam uprzejmie, przyspieszając lekko kroku, a facet zaczął się obruszać, że już nawet pomocy nie można zaproponować i że przecież nie robi mi krzywdy. Potem spytał, gdzie o tej porze z taką ciężką siatą się wybieram i czy się wyprowadzam od narzeczonego. O, ludzie. "Co, miała go pani wreszcie dosyć?"

A dzisiaj wybrałam się do angielskiego antykwariatu i zagadnął mnie prowadzący go Anglik. Pogadaliśmy trochę o Pratchetcie* (stwierdził, że on sam nie rozumie jego żartów) i dostałam upust, ha!

*Mój angielski jest straszny! Przydałoby mu się odświeżenie. Porósł zastraszającą warstwą kurzu...
Ot, paradoks -  nie jest dla mnie problemem czytanie ze zrozumieniem grubaśnych książek w angielskim oryginale, ale kiedy mam mówić... uh.

Komentarze

  1. dziewczynalenina
    2009/01/24 15:23:05
    hihi, ten angielski, o i moja pięta achillesowa - pisać, czytać - mogę. ale powiedzieć cokolwiek... nawet odtwórczo nie umiem...
    -
    Gość: Ifryt, 193.238.12.*
    2009/01/24 20:36:28
    W końcu angielski pisany i mówiony to zupełnie odmienne języki. :P
    Spróbujcie normalnie (po polsku ;) przeczytać, to co oni po angielsku piszą i żaden Anglik Cię nie zrozumie. :D
    -
    raya_czarodziejka
    2009/01/29 14:53:20
    Ja po prostu zaniedbałam swój angielski, odkąd zdałam egzamin po lektoracie na drugim roku, nie chodzę na żaden kurs. Dobrze, że chociaż książki jeszcze czytam po angielsku...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podziel się z nami swoją opinią! :-)