[S]: Gdzieś tam musi być kucyk!

Ojciec miał dwóch synów - pesymistę i optymistę. Na święta pesymiście kupił w prezencie komputer i masę gier, a optymiście obrzucił łajnem pokój. Po pewnym czasie zagląda do pokoju pesymisty, a ten, wyrywając sobie włosy z głowy, krzyczy:
- Zaraz na pewno zepsuje się głowica w komputerze! I tyle instrukcji, a ja muszę wszystkie przeczytać!
Następnie ojciec zagląda do pokoju optymisty, a ten szczęśliwy przerzuca sobie łajno, krzycząc:
- Gdzieś tu musi być kucyk!

[z internetu]


Za oknem listopad.
Jakiś taki smęt totalny. Skąd?
W ogóle nie czuć, że to grudzień. Nie czuć nadchodzących świąt. Brak mi czasem tego entuzjazmu, tej świątecznej atmosfery, którą pamiętam z dzieciństwa.
W taką pogodę jeszcze bardziej mi samotnie.

A we wtorek spotkałam się z Mrokiem. Cieszę się, że odnowiłyśmy znajomość - cztery lata po maturze, lecz lepiej późno niż wcale. Spotkanie było naprawdę fantastyczne, dawno z nikim tak świetnie mi się nie rozmawiało. Ale przecież już w liceum miałyśmy wiele wspólnego. Bratnie dusze się przyciągają.
Wieczór przy herbacie, grogu i grzanym winie, długa rozmowa - szczerze i o wszystkim - śmiech i lampki, magiczna świąteczna gra świateł na Krakowskim Przedmieściu. Naprawdę niewiele potrzeba do szczęścia i do tego, by życie dawało radość.

Wczoraj też miałam taki miły wieczór.
Dobrze się przytulić i porozmawiać. Nie czuć upływu czasu. Kocham takie chwile bliskości.
Szkoda, że tylko chwile, że tak bez sensu czasami, że tak naprawdę pragnę czegoś ponadto, inaczej, że nadal nic nie rozumiem i nie wiem, że takie to nienormalne trochę...

Ale przecież gdzieś tam i na mnie czeka ten cholerny, metaforyczny kucyk?

Komentarze