[S&W]: Dzień pierwszy w Madalenie

30 maja 2015 o 4:30 rano wyjechaliśmy z domu na lotnisko. Ponad 4400 km, 3 samoloty, 4 lotniska, 2 strefy czasowe i w sumie blisko 15 godzin później znaleźliśmy się w Madalenie, na zachodzie wyspy Pico, 1655 km od wybrzeża kontynentalnej Portugalii, pośrodku Oceanu Atlantyckiego, w archipelagu Wysp Azorskich. 





Dlaczego Azory


SUARRILK:


Dlaczego właśnie Azory? - to pytanie zadawało nam wiele osób. W zasadzie - chyba trochę z przekory, bo nie jest to nazbyt popularny kierunek, jeśli chodzi o polskich turystów, poza tym trzeba trochę pokombinować, by tam dolecieć - nie ma lotów bezpośrednich. A skoro to tak daleko i wyprawa stanowi pewne wyzwanie, to czyż nie jest to idealny kierunek podróży przedślubnej?

Po prawdzie, o Azorach myśleliśmy już trzy lata temu, ponieważ zastanawiając się nad miejscem naszego pierwszego wspólnego zagranicznego urlopu przekopaliśmy oferty biur podróży oraz internetowe zasoby fotograficzne - i krajobrazy Azorów nas oczarowały. Wtedy jednak wyspy wydawały się zbyt drogie i odłożyliśmy to "na kiedyś", "może w podróż poślubną?" itp. Minęły trzy lata i myśl o powulkanicznym archipelagu powróciła. To jak dotąd nasza najdalsza wyprawa. Co przyniesie? To się dopiero okaże. 

Na razie mamy za sobą Brukselę, a w zasadzie lotnisko w Brukseli, na którym pokrzepiliśmy się belgijską czekoladą, oraz Lizbonę - czyt. lotnisko w Lizbonie - na którym z kolei wszamaliśmy swojskiego burgera w McDonald's. 

Przystanek na brukselskim lotnisku

Na lotnisku odebraliśmy samochód, zdążyliśmy więc zobaczyć trochę wybrzeża po drodze do niej. Czarne skaliste klify, ciągnące się po horyzont kamienne murki - tzw. Cultura da Vinha, winnice, z których Pico słynie - wprowadziły nas trochę w atmosferę wyspy, którą aktywność wulkaniczna wydźwignęła na powierzchnię oceanu ok. 300 tysięcy lat temu. Mimo zmęczenia podróżą, zdążyliśmy też przespacerować się po Madalenie - niedużej miejscowości na zachodzie wyspy Pico. Madalena powstała w XVIII wieku i do dziś pozostaje handlowym i komunikacyjnym centrum wyspy.

W samej Madalenie największe wrażenie wywarł na nas widok na Montanha da Pico - stratowuklan, wyrastający zza pleców kościoła św. Marii Magdaleny (Igreja da Santa Maria Madalena). Muszę powiedzieć, że nie od razu go zauważyliśmy, więc jego "odkrycie" w kadrze było zaskoczeniem.

Igreja da Santa Maria Madalena

Fasada kościoła wyłożona jest białymi kafelkami.

Rondo w Madalenie z widokiem na kościół św. Marii Magdaleny i szczyt Pico.

"Pico" po portugalsku znaczy "szczyt", "wierzchołek".

Pico, o ile tylko jest widoczny, góruje ponad wyspą.

Samo miasteczko wydało się dość senne w promieniach popołudniowego słońca - tubylcy gromadzili się tłumnie w barach w pobliżu kościoła, lecz im dalej szliśmy uliczkami, tym pustsze się okazywały.

Witfang podziwia szczyt wulkanu.

Pierwszą ofiarą wyprawy okazały się moje nowe baleriny:


WITFANG:

Pobyt na Azorach podzieliliśmy na 3 części, czyli na eksplorowanie 3 wysp z regionu centralnego: Pico, Faial, São Jorge (wym.: Sao Żorż :)). Dodatkowo postanowiliśmy zakosztować koczowniczego życia i założyliśmy w planach nocowanie pod namiotem. By jednak mieć czas na aklimatyzację, pierwsze 3 noce mieliśmy spędzić w Guest Rooms Golphino. Następnie kilka dni "namiotowania" i ostatnie 3 noce na wyspie São Jorge w wynajętym domu nieopodal Velas.

Jak znaleźć kogoś w Madalenie?

Po dotarciu do miasteczka najpierw postanowiliśmy odszukać właściciela naszego hostelu. Na miejscu pocałowaliśmy klamkę, nikt nie odbierał telefonu, a sąsiadów ani widu, ani słychu. Bardziej głodni niż śpiący postanowiliśmy coś przekąsić w pobliskiej knajpce. Okazało się, że podstawą menu dla Azorczyków są burgery. Trochę nas to rozczarowało, bo oczekiwaliśmy egzotycznych i nieznanych potraw. Po krótkiej rozmowie z kelnerką zdecydowaliśmy się na obco brzmiące danie, które okazało się być solidną porcją różnych mięs, bardzo dobrych. Po jedzeniu zaczęliśmy wypytywać o nasz hostel i okazało się, jak pomocni są tubylcy. Pani kelnerka odnalazła jakiegoś gościa, który pracuje u właściciela. On zaczął wydzwaniać, jeździć, szukać i po kilkunastu minutach ktoś podjechał i przekazał nam klucze. Zakwaterowaliśmy się i ruszyliśmy zwiedzać.

Główna ulica Madaleny

Miejscowy streetart

Azorskie miasteczko - Madalena

Madalenę da się obejść w 30 minut. To miłe i urokliwe miasteczko, szczególnie część portowa i okolice. Nie ma tu bloków, ludzie mieszkają w kamieniczkach lub wolno stojących domach. Chyba każdy na wyspie ma samochód, bo tego środka transportu nie brakowało. W Madalenie działa jeden supermarket, otwarty tylko do 21. Wieczorem natomiast można skorzystać z knajpek, gdzie dostaniemy kawę, herbatę, wodę lub alkohol. Jutro rano odwiedzimy coś, co nazywa się Pastelaria. Tam się śniada na wyspie.

Typowa zabudowa Madaleny

Kościół św. Marii Magdaleny z perspektywy szklanki chłodnego piwa :)

Komentarze