[S:] Czytanie Afryki - część pierwsza








Muszę powiedzieć, że lektura Białej lwicy Mankella rozbudziła we mnie głód wiedzy o Afryce. Dlatego ostatni miesiąc upłynął mi pod znakiem Czarnego Lądu.



Zaczęłam od księgi tyleż grubej, co ciężkiej, mianowicie pierwszego tomu Afryka Trek - Od Przylądka Dobrej Nadziei do Kilimandżaro autorstwa francuskich poszukiwaczy przygód, Soni i Alexandre'a Poussin. Przyznaję, że spodziewałam się połączenia historii Afryki dawnej i współczesnej, antropologicznej rozprawy o kulturach plemion afrykańskich w najdrobniejszych szczegółach, dokładnego opisu każdego kraju, przez który autorzy wędrowali, innymi słowy - uzupełnienia tych wszystkich braków w wiedzy o Afryce, które sprawiają, że wiem o niej bardzo mało. Tymczasem lektura pierwszych rozdziałów przyniosła nie tyle rozczarowanie, co zaskoczenie, ponieważ książka jest czymś innym niż oczekiwałam. To zapis podróży, relacja - może nie dzień po dniu, ale i tak dość szczegółowa - z pokonywanych kilometrów. Ile Sonia i Alexandre Poussin przeszli danego dnia, kogo na swej drodze spotkali, jaką przygodę przeżyli, co widzieli po drodze?

Podróżnicy ustalili dwie zasady: po pierwsze, podróżować wyłącznie pieszo, po drugie, nocować u spotkanych po drodze ludzi. Trzymają się ich konsekwentnie, wobec czego ta podróż jest podróżą nie tylko przez kontynent, ale i życie jej mieszkańców. I chociaż z początku czułam niedosyt, wydaje mi się, że mimo wszystko zapisy rozmów (nawet krótkich), opis codzienności tubylców (z rzadka wzbogacany szerszym kontekstem, najczęściej tylko sygnalizowanym) oddają klimat, dają wyobrażenie życia w Afryce. Dodatkowo zachęcają do sięgnięcia po inne źródła, choćby internet - bo to najwygodniej, zwłaszcza gdy telefon lub tablet pod ręką - by uzupełnić wiadomości (np. o faunie i florze, budownictwie, wodospadach i szczytach itp.).

Z każdą stroną lektura staje się coraz ciekawsza, a najbardziej wciąga świadomość, że autorzy porzucili wszystko, by przez 3 lata iść przed siebie, nie przejmując się niczym więcej niż posiłek i nocleg w danym dniu. By stać się, jak człowiek pierwotny, nomadami, przemierzającymi ląd wzdłuż Rowu Afrykańskiego. To fascynowało mnie niezmiennie przez cały tom - odwaga, by zdobyć się na taką podróż, niezłomność, zachwyt, wylewający się pomiędzy słowami. Uderzająca jest także przelana na karty miłość Alexandre'a Poussina do żony, podkreślana na każdym kroku - miłość do kobiety, która zgodziła się pozostawić wszystkie wygody, by zrealizować z mężem marzenie.

Książka rozpala pragnienie, by samemu wszystko rzucić i najzwyczajniej ruszyć w świat z jednym plecakiem. I jednocześnie roznieca pytania: Czy taki szaraczek jak ja, pełen wątpliwości co do tego, co w ogóle zrobić z życiem, i pełen strachu co do tego, czy "to się w ogóle uda", byłby w stanie się na to zdobyć - a później przetrwać?...

Z uwag formalnych - chociaż książka napisana jest dobrze (no, czasem egzaltowanym Francuzom zdarzają się nadmiarowe wykrzyknienia ;)), to redakcja mogłaby być lepsza. Sporo literówek, niekiedy dziwna składnia, ale to rzadsze przypadki, zdarza się, że w zdaniu pomijane są zaimki, a nawet partykuła "się" przy czasownikach zwrotnych - nie utrudnia to rozumienia tekstu, ale irytuje samo w sobie.

Komentarze