[S:] I po wakacjach

Weekend urodzinowy był wspaniały.
Słoneczny.
Ciepły.
Spacerowo-uśmiechnięto-radosny.
I przedłużył się o poniedziałek. 



Piątkowa jazda konna zapoczątkowała mój doskonały nastrój, podbity wyjściem na Upiora w operze, pilnowaniem miejsca parkingowego, sabatem z marry, najwspanialszym prezentem urodzinowym, tj. skrzyneczką na kolczyki (z przegródkami, ozdobioną techniką decoupage'u i w ogóle rewelacyjną!) i spaniem na wielce wygodnym materacu, co pozwoliło odpocząć mym plecom od stołu, w który zamienił się mój tapczan.

Walc z Baszirem w sobotę położył się lekkim cieniem na duszy, film jest mocny i ciężki, ale nie naruszył wakacyjnego nastroju. A potem była parada konna i tak mi się zachciało do Szarży na jazdę! Przeszłyśmy się uliczkami centrum do poczty, a potem wróciłyśmy do domu, by stroić się i czesać, i robić na bóstwa. Impreza (szumna nazwa) w Czwartej Szklance wyszła bardzo miło i wesoło. Do dzisiaj się zastanawiam, jak to się stało, że wypiłam trzy piwa. Musiały być cienkie. Cieszę się, że przyszło tyle osób. Starałam się rozmawiać ze wszystkimi, ale i tak odnosiłam wrażenie, że nie mam pojęcia, co się wokół dzieje. Niemniej i tak był to bardzo przyjemny wieczór i bardzo sympatyczne urodziny. Padłam po powrocie i spałam jak zabita. Najcudowniejsza była ta chwila w niedzielny poranek, gdy siadłam do biurka - i utonęłam w kwiatach. Uwielbiam kwiaty, a zwłaszcza tulipany.

W niedzielę zaś wybrałyśmy się na Tor Służewiec na wyścigi konne. Mimo zmiany planów i tak dużo spacerowałyśmy, okazało się, że przez teren toru idzie się i idzie, i końca nie widać... Ludzi tłum, zaproszenie na Trybunę Honorową okazało się zaproszeniem na plac przed Trybuną Honorową, z gonitwy zobaczyłam odcinek tuż przed finiszem, a w dodatku - o dziwo - podobały mi się konie czystej krwi arabskiej, które zazwyczaj uważam za brzydkie. I nie kupiłam waty cukrowej, bo kolejka była za długa. Na pocieszenie zjadłyśmy lody z polewą czekoladową w McDonald's. A wieczorem grałyśmy w "Dungeoneera", "Memory" oraz "Zgadnij, kto to?" - zabawa przednia. Że co, że ja przeżyłam dwadzieścia cztery wiosny? Skądże, pomyłka w metryce!

Zwieńczeniem tego szaleństwa był poniedziałkowy wypad na działkę K. Ależ się odprężyłam i wypoczęłam, wyciszyłam i odetchnęłam! Tak tam spokojnie, pięknie, kojąco. Wesołe towarzystwo, wędzenie się w oparach grillowanych szaszłyków, pyszna uczta - czegóż chcieć więcej. Czułam się ostatnio, jakby codziennie była niedziela.

PS. Miny kolesi, mijających nas na trasie, na nasz widok (K. prowadzący dwunastoletnie cinquecento i otoczony czterema laskami) - bezcenne! :D

Komentarze