[S:] Harry Potter w wydaniu Smoczycy

Śniło mi się, że byłam Harrym Potterem. 

Najpierw walczyłam z Voldemortem (w zasadzie to wpierw moja siostra chciała z nim walczyć, a później się okazało, że jednak jestem sama), potem nastąpiło przewijanie akcji i okazało się, że już go pokonałam. Musiałam jednakże zniszczyć cztery kryształy - podobne do Kamienia Filozofów - które należały do niego (w domyśle, we śnie nie było to powiedziane, tylko tyle, że zaklęta w nich jest zła moc, która może w każdej chwili przywrócić Voldemorta do życia). Pomagała na to woda z jakiegoś źródła, więc musiałam podsunąć owe kamienie pod nią i czekać, aż zrobią się przezroczyste (jeden był czerwony, drugi zielony, trzeci żółty, a czwarty niebieski). Trzeba ich było pilnować, by ciśnienie wody nie wyrzuciło ich na trawę, bo natychmiast odzyskiwały barwę. 

Tracąc kolor, zaczęły też się kurczyć i kruszyć. Ale woda nagle przestała płynąć, źródło wyschło i kamienie zaczęły nabierać kolorów. Wczołgałam się do małej jaskini i próbowałam zanurzyć kamienie w magicznym źródełku, ukrytym pod twardą taflą jakiegoś minerału, ale tylko się rozmazywały jak podgrzana plastelina. Źródełko mi powiedziało, że zdołam je zniszczyć tylko siłą własnej woli i jakieś patetyczne blablabla, że dobro jest we mnie. Wyczołgałam się z jaskini w ostatniej chwili, tuż przed jej zawaleniem się, skoncentrowałam wewnętrznie i faktycznie, kryształy - których zrobiło się siedem i wyglądały jak smocze kule z "Dragon Balla" - rozsypały się w pył.

Ojejej. Skąd taki sen?
Z Harrym Potterem miałam ostatnio do czynienia, gdy w sierpniu czytałam ostatni tom po angielsku.
Dragonballowe zakończenie mnie rozbroiło.

Komentarze