[S]: Kreta 2014 - wspomnienie, cz. II

Tyle chciałabym zapamiętać z tego wyjazdu, te barwy, krajobrazy, smaki i zapachy, nastrój... Zdjęcia chociaż trochę oddają klimat wakacji na Krecie. W tym poście fotki moje oraz kilka fotografii Witfanga.


Kreta to...


... Kwiaty. Mnóstwo oszałamiających kwiatów.

Kwiaty na Starym Mieście w Rethymno.



Kolory - żywe, jaskrawe, jakby ich płatki zawierały więcej barwnika niż są w stanie pomieścić.


Kwiaty w monastyrach...


Kreteńczycy najwyraźniej kochają bujną roślinność. 

... w monastyrach i na ulicach...

Kwiaty rosną przy drogach i na zboczach gór, w miastach - nawet w najciaśniejszych uliczkach - na każdym kroku dostrzega się donice z kwiatami, krzewami, pnączami, drzewkami...

...na ulicach i w górach...
W pierwszej połowie maja wszystko kwitnie i oszałamia zapachem. Drogi mienią się od barw. Obwoźni sprzedawcy nawołują do zakupu nasion, sadzonek, waz, donic, doniczek i innych glinianych pojemników do sadzenia.

...chociaż na ulicach w szczególnej obfitości.

A co wieczór, przed zachodem słońca, w miastach i miasteczkach, w hotelach i na Starówkach, w portach i ogródkach odbywa się rytuał podlewania, zraszania, nawadniania. Zapewne to i słoneczna pogoda każdego dnia sprawiają, że roślinność jest tam tak obfita.

Kwiaty, kwiaty, kwiaty...

Kreta to...

... Pomarańcze. Tak, jak u nas ciągną się kilometrami sady jabłkowe, tak na Krecie mija się nieskończone sady pomarańczowe. Tak, jak u nas przy drodze kupić można jagody, arbuzy i truskawki, tak na Krecie siaty pełne pomarańczy. Są może brzydkie, może mają skórki poznaczone skazami, ale za to smak, soczystość, kolor... Kwintesencja pomarańczowości. Tak pysznych pomarańczy dawno nie jadłam. Szkoda, że ciężko byłoby taką 5-kilogramową siatę przewieźć samolotem do Polski.

Upadłe pomarańcze. ;)

Kreta to...

... Jedzenie. Wszystko, co jedliśmy przez dwa tygodnie na wyspie, nam smakowało. Mieliśmy szczęście do tawern - albo po prostu Kreteńczycy wyśmienicie gotują. Podobało mi się, że co dzień jedliśmy co innego. Na wspomnienie gulaszu z królika, faszerowanych pomidorów, dolmaki (gołąbków z liści winogron), sałatki greckiej ze świeżych, soczystych warzyw, niezliczonych odmian fety i oliwek, krewetek z grilla i ośmiornicy w sosie pomidorowo-cebulowym,  - cieknie mi ślinka nawet teraz.

Uczta dla dwojga.

Kreta to...

... Koty. Bywały miejsca, które zdawały się przez nie opanowane. Smukłe, śródziemnomorskie, długołape. Pewne siebie, leniwe, wylegujące się w każdym zakamarku, na każdej uliczce, w każdym klasztorze. Niepodzielnie władające wyspą. Mało brakowało, a jednego byśmy ze sobą przywieźli. Czasem żałuję, że jednak trochę zabrakło ;)

"Nie, nie, ja wcale nie palę!"

Kocia sjesta. Bo w kupie raźniej!

Kocie sprawy...

Kreta obrodziła również w kocięta.

Kreta to...


... Kręte uliczki i ciasne miasteczka. Piękne stare miasta i poweneckie porty. Największe wrażenie wywarło na mnie Rethymno. Starówka jest prześliczna - z liczną roślinnością, białymi ścianami i zielonymi okiennicami, malowniczymi, starymi odrzwiami oraz wenecką fortecą wznoszącą się nad dachami domów tworzących labirynt, po którym mogłam spacerować bez końca.





Mieszkańcy starówki żyli niemal na uliczkach miasta, nie przejmując się czymś takim, jak prywatność. Zupełnie inny sposób bycia niż u nas - my raczej odgradzamy się od przechodniów, Kreteńczycy - bynajmniej. Drzwi i okna pootwierane, pranie wystawione na bruk, dzieci biegające w zaułkach, starsi ludzie na taboretach przed wejściem...

W Chanii najbardziej podobał mi się port. Zrujnowany podczas II wojny światowej, do dziś wygląda, jakby nie całkiem się z ruin podniósł. Mimo to zachwyca kolorowymi kamienicami, kopułą meczetu (wg niektórych przewodników - łaźni tureckiej), zamykającą wejście do portu kamienną latarnią morską.




Wschodnie miasta są już zupełnie inne, mniej tam widać weneckie wpływy, przypominają wieże wzniesione z pudełek. Najciekawsze wydały mi się Agios Nikolaos - z pięknym (z góry) widokiem na port i Jezioro Venizelou, a także Siteia wyglądająca jak Wieża Babel z obrazu Bruegla.



Rozczarował nas Heraklion, ponieważ nie ma w nim żadnego starego miasta. Mimo wszystko był ciekawy w porównaniu z innymi stolicami - nawet bloki, dużo większe niż w pozostałych dużych miastach Krety, wydawały się małomiasteczkowe. Miało to swój urok.

 *

Chciałabym wrócić kiedyś na Kretę, zobaczyć te miejsca, do których nie udało nam się dotrzeć tym razem; posiedzieć w kawiarence z widokiem na morze, sącząc drinka lub pijąc kawę, kontemplować widok zmieniającej się wody; pochodzić po górach i wąwozach, zajrzeć do ukrytych między szczytami dolin; znów delektować się tamtejszą kuchnią; odwiedzić miejsca, w których już byłam i które szczególnie mi się podobały.




Chciałabym móc przywieźć sobie stamtąd piękną ceramikę (talerze i misy ręcznie malowane; alabastrowe imitacje greckich kamieniczek). Tak samo kiedyś chciałabym znów pojechać do Czarnogóry - oba te kraje bardzo mi się podobają.

Komentarze