[S]: Jakiś potwór w formalinie...

Czwartek wstał słoneczny, lecz mroźny i spacer bynajmniej nie należął do przyjemnych, dlatego pojechałyśmy z Asią do centrum, aby dokończyć zwiedzanie Muzeum Sztuki Narodów Wschodu. Nie dotarłyśmy tam jednakowoż, gdyż po drodze znalazłyśmy Muzeum Zoologiczne.

Bardzo mi się podobało. Jak mała dziewczynka, znów wszyztkim się zachwycałam. Przypomniało mi się, jak w podstawówce chodziliśmy na wycieczki do Muzeum Historii Ziemi w Pałacu Kultury i Nauki. Uwielbiałam to miesjce! :D Bardzo więc liczyłam, że tu także pooglądam sobie szkielety dinozaurów.

Żadnych zaurów wszelako nie zlokalizowałyśmy, poza krokodylami i aligatorami. Obejrzałyśmy miast tego całe mnóstwo wypchanych tudzież utopionych w formalinie zwierząt - od bezkręgowców, stawonogów, meduz, pasożytów układu pokarmowego - ohydne obrzydlistwa - gigantycznych karaluchów etc. okropności, poprzez ryby, płazy i gady - najbardziej podobał mi się wykluwający z jaja aligatorek, którego formalina na wieki utrwaliła podczas wykonywania owej czynności - do ptaków i ssaków. I w końcu widziałam leniwca!! :D Ponieważ prawdziwe tez się nie ruszają, nawet nie żałuję, że to nie w ZOO go zobaczyłam.

I chociaż podobały mi się te wszystkie ssaki, małe i duże, drapieżne i roślinożerne, gryzonie i koty, wilki i łosie, jelenie i niedźwiedzie, europejskie i afrykańskie, etc., etc. - ekspozycja wzbudziła we mnie smutek. Wszędzie wokół pachniało starością, ta woń przytłaczała, jak atmosfera w domu starców. Wokół pełno trupów, a pracownicy muzeum sami nadawali się na skamieliny. Kto wie, może wyciągnięto ich z formaliny.

Najbardziej zniesmaczył mnie zakonserwowany przekrój poprzeczny szczeniaka.
Wolę ZOO.

Komentarze