[W:] O myśleniu i zielonej trawce

Osoba młoda jest naiwna. To prawda, znam to z własnego doświadczenia. Ale zrozumiałem niedawno coś, co dopełnia to zdanie. Młodość nie ma nic wspólnego z wiekiem. Proponowałbym rozumienie młodości w tym kontekście jako brak doświadczenia, brak wiedzy, czyli bycie „noobem”. Można to uznać za pocieszające, bo według tej koncepcji zawsze będziemy młodzi. Dlaczego dotarło to do mnie dopiero niedawno? Może dlatego, że wyrastam już z przekonania, że wiem i rozumiem wszystko najlepiej? Może dlatego, że wraz z ubywającym owłosieniem na tym okrągłym balonie skóry zwanym głową nabieram pokory. Niczym Sokrates ze swoim „Wiem, że nic nie wiem” odkrywam z nieskrywaną niechęcią fakt, że jestem i zawsze będę naiwny w jakimś obszarze. Aktualnie jestem naiwny w pracy. Wynika to z faktu, że moja praca, choć nie jest ciężka, niszczy mnie psychicznie. Naiwnie sądziłem, że będę mógł się w niej realizować, ale to oczekiwanie umarło; naiwnie sądziłem, że będę miał satysfakcję z niej, co również umarło; naiwnie sądziłem, że będę zrozumiany, to też umarło i na końcu naiwnie sądziłem, że będę mógł coś zmienić. To umarło w wielkiej katastrofie, a żałobę po tym złudzeniu noszę do dzisiaj.

Samorealizacja – jak pięknie to brzmi

Z początku bardzo się starałem. Przyswajałem każdy skrawek wiedzy, jaki tylko znalazłem. Czytałem, uczestniczyłem w konferencjach, sprawdzałem i testowałem, co mogłem. Szybko się okazało, jak niewiele można, jak bardzo ograniczona i skrępowana jest w swojej formie ta organizacja. Jak źle i niezrozumiale zostały ustawione założenia, priorytety i cele. W związku z tym nic z tego, czego się nauczyłem, nie można zastosować w praktyce lub wymaga to tak dalekich zmian, że jest wynalazczością. Bardzo często mam wrażenie, że moja firma kupiła samochód na kwadratowych kołach, zbudowała zespół ekspertów i wystartowała w wyścigu formuły 1. Po pierwszym okrążeniu wszyscy zdali sobie sprawę, że okrągłe koła mają jednak większy sens. Ale jak teraz przyznać przed prezesem, że kwadratowe koła za milion euro są do wyrzucenia? Proste, nie przyznamy się, brniemy dalej. Furkocząc i podrygując jak kaczka w paroksyzmach bólu nasz projekt zabiera się za drugie okrążenie, podczas kiedy reszta stawki zaczyna kolejny wyścig.

Satysfakcja – czyli to uczucie po zjedzeniu hamburgera, tak?



W obliczu powyższego trudno mieć satysfakcję, choć, używając słowa dnia, naiwnie sądziłem, że chociaż z małych rzeczy mogę ją mieć. Krótkotrwała, wiotka i ulotna niczym kreatywność naszej centrali pojawia się od czasu do czasu. Niestety, te drobne sukcesy nie mają wpływu na kierunek, w jakim idziemy. Nie są w stanie przestawić zwrotnicy. Brniemy tym głupim bezwładem nawet nie w stronę przepaści, która byłaby słodkim widmem jakiegoś końca. Przed nami jest droga zakryta szarą mgłą. 

Zrozumiany – rzecz o CORPO

Kiedy zorientowałem się, że nasz samochód na kwadratowych kołach nie dogoni stawki, że zmiana nie nastąpi, że nikt tego nie zahamuje, nie zatrzyma i nie naprawi, z jakiegoś powodu uznałem za sensowne wszystkim o tym powiedzieć. Naiwnie sądziłem, że może oni nie zdają sobie z tego sprawy. Myślałem, że są jak zombie, nie dostrzegają i nie rozumieją tego. Jakiż ja popełniłem błąd. Otóż jest całkowicie na odwrót, a moje wrażenie wynika z tego, że to już są weterani, doświadczeni na wielu korporacyjnych polach bitew. Przywdziali strój maskujący złożony z ignorancji, korporacyjnych wartości i pokory wobec bezwładności kolosa. Dokładają należytej staranności, ale w nakreślonych ramach. A to nic nie da, bo to ramy są przeszkodą. Oni patrzyli na mnie jak na wariata, któremu życie jest niemiłe. A ja coraz bardziej zły i coraz bardziej tym zmęczony patrzyłem smutnym wzrokiem na ich pochylone nad klawiaturami głowy. Aż wreszcie coś pękło i we mnie, a kilka dosadnych słów i przestroga, bym miłował wpłatę na konto na koniec miesiąca, podziałały. Staram się trzymać gębę na kłódkę. Balansować na cienkiej granicy pomiędzy zachwalaniem wszystkiego i negowaniem wszystkiego. W efekcie nigdy nie mówię tego, co myślę, nie zabieram głosu, kiedy nie jest to wymagane, nie interesuję się tym, na co nie mam wpływu. Ganię, zachwalając, i zachwalam, ganiąc. Mówię i tak, i nie. Przyklejam sobie uśmiech, a jak odpada, zmuszam się do doklejenia go ponownie. To żadne wyjście z sytuacji, ale nikt już nie dostrzega, że pod szarym garniturem mam niebieską bluzę z kapturem.


Zmiana – tam, gdzie trwa jest bardziej zielona

Jak się okazało, jedyne, co mogę zmienić, to ja i moje podejście. Musiałem po prostu wyluzować, nie przejmować się, odpuścić sobie. W życiu mam trochę podobnie. Widać jestem zbyt dociekliwy, a przy tym może i neurotyczny. A może to dlatego, że mój ojciec powtarzał, że jak coś zaczynam robić, to mam to robić dobrze i do końca?
Dzisiaj coraz częściej patrzę na drugą stronę rzeki, bo tam trawa wydaje się być bardziej zielona. Widać maleńkie, ciemne sylwetki tańczących ludzi. Zupełnie jakby pracowali przy wielkich projektach, pełnych ciekawych wyzwań, gdzie każdy wie, za co dopowiada, może liczyć na wsparcie, a pomysły są szybko wdrażane. Gdzie wsparcie IT wspiera, gdzie Menadżerowie zarządzają, a Księgowość nie istnieje. Gdzie nikt nie potrzebuje umów i dokumentów, a spotkania zaczynają się pyszną kawą i kreatywną burzą mózgów. Gdzie każdy robi to, co do niego należy, wszyscy są szczęśliwi i dużo zarabiają. 

Wiem, ale proszę nie mówcie, że tak nie jest :)

Komentarze