[S]: Zupa z muchomorów

Jak śpiewał Muniek Staszczyk, "ajajajaj, to jest zły wtorek".

*czytać na jednym wdechu*
Zaspałam i choć miałam ambitny plan, by wstać o 6:35 i dokończyć tłumaczenie do pracy magisterskiej, by pojechać na seminarium i pokazać się promotorce, z łóżka zwlokłam się dopiero za kwadrans ósma. Obudziłam się z bolącym gardłem i poczuciem, że jestem chora, w potem nie trafiłam w drzwi i wpadłam na framugę. Dzień powitał mnie swym paskudnym, deszczowo-listopadowo-depresyjno-obleśnym obliczem. A włosy uparcie wykręcały się w każdą stronę, choć uparcie próbowałam je ułożyć. Na uczelni nikt nie zauważył, że mam nową fryzurę, chociaż wczoraj się chwaliłam, że idę do fryzjera. Karygodne zaniedbanie. Moje wybujałe ego czuje się dotknięte. Wracałam do domu w nastroju, który można określić tylko wulgarnie - wkurwem. Wziął się stąd, że zadzwonili wreszcie ze szpitala - zapisali mnie na badanie na piątek - i znów stracę jazdę konną! Mama zadzwoniła, by mi to zakomunikować, w chwili, gdy nie mogłam odebrać - to normalne, zawsze tak dzwoni - wiatr zacinał, wiatr zrywał mi kaptur z głowy, a moja torba ważyła z pięć kilo, pomieściwszy trzy podręczniki, dwie prace magisterskie i ksero Po Wieży Babel Steinera. Źle się czułam, toteż odwołałam korepetycje - kochanepieniążki skryły się za horyzontem... Ila odwołała sobotnią imprezę, w dodatku z powodu przeziębienia nie mogę dziś iść do Gniazda na koncert z okazji świętego Patryka. Di kupiła prześliczną dżinsową sukienkę i zeżarła mnie babska zazdrość.
*zaczerpnąć oddech*

Czasami myślę sobie, że jedyne, w czym jestem dobra, to narzekanie. Dlatego teraz jasne strony - w końcu popołudniu wyszło słońce na chwilę...
- Dopisałam dwie strony do pracy magisterskiej, o radości! Cud, że się wreszcie za nią wzięłam, w sobotę rozpoczęłam Wielkie Dłubanie. Powolutku aż do skutku?
- Dostałam naklejki, jeee! W końcu trzeba pielęgnować to dziecko w sobie, żeby narastające warstwy lat nie zadusiły człowieka...
- Fryzura nadal mi się podoba, włosy odżyły i wyglądam zupełnie inaczej - o wiele lepiej. Wizyta u fryzjera zawsze poprawia samopoczucie. Oczywiście, o ile nie kończy się stwierdzeniem: "Proszę się nie martwić, przecież odrosną".

Komentarze