[S]: Wiosenne przesilenie?

Zmęczona jakaś jestem.
Ten stan trwa od jakiegoś czasu już. Niby nic nie robię, niby nie wstaję z rana ani się specjalnie nie przemęczam, lecz jestem bezustannie śpiąca i wykończona... Do tego jeszcze rozkojarzona kompletnie. Czuję się, jakby życie prześlizgiwało się gdzieś obok. Wszystko dociera do mnie jak zza półprzezroczystej zasłony. Towarzyszy mi poczucie odrealnienia. Jakbym była zbyt lekkim pociągnięciem pędzla na płótnie...

Wiosenne otępienie? Ale gdzie ta wiosna? Zima kontratakuje... Mam jej szczerze dosyć. Wczoraj taka dziwna pogoda przez cały dzień była. Rano ponoć zamieć śnieżna i grad - nie wiem, bo zaspałam - potem słońce na krawędzi wielkiej, stalowo-czarnej chmury, później deszcz, na koniec śnieg i znów słońce, a wieczorem zimny, nieprzyjemny wiatr... W marcu jak w garncu, ale dlaczego to musi być garnek z chłodnikiem?

Wiosenne przesilenie należałoby przehibernować, ot co.

Postscriptum:
Mogłam pisać na blogu o dwóch lutowych imprezach, na których się świetnie bawiłam - urodzinach, których główną atrakcję stanowiła niezwykle wciągająca gra Rayman Raving Rabbids na konsolę Wii - absolutne szaleństwo, też chcę ją mieć! - oraz parapetówce, na której nawet udało mi się potańczyć - dawno się tak nie uśmiałam, jak wtedy, a że przy tym sama sobie zabawę zepsułam, to inna sprawa...
Mogłam opowiedzieć o dwóch wyjściach do kina - na francusko-izraelski film o egipskiej orkiestrze, która zgubiła się w Izraelu w drodze na koncert (Przyjeżdża orkiestra - taka gorzko-zabawna opowieść, chwilami zupełnie o niczym, mogłoby się wydawać, a jednak pełna ciepła i uroku, chociaż tak naprawdę smutna) oraz na The Watchmen. Strażnicy - dawno tak brutalnego filmu nie oglądałam.
Mogłam opisać wszystkie miłe spotkania i odwiedziny, które wypełniły mi czas i wywołały uśmiech na mej twarzy.


Mogłam napisać o książkach Zelaznego (Kroniki Amberu) i Kaya (cudowne Lwy Al-Rassanu), które mnie całkowicie pochłonęły, o trochę przerażającej Kobiecie z wydm Kobo i ciekawie pomyślanej Grozie jej spojrzenia Powersa.


Lecz zamiast tego wszystkiego zwykle zaglądam na blog, by marudzić-marudzić-marudzić... 


Postpostscriptum:
Wczoraj się przekonałam, nie po raz pierwszy co prawda, lecz z tą samą czystą radością, że sprawianie, by inni się cieszyli, wywołuje w człowieku ciepło i uśmiech. Ktoś kiedyś powiedział, że prezenty daje się nie dla przyjemności obdarowywanego, lecz darowującego. Coś w tym jest, czasami...

Komentarze

  1. Gość: s., *.chello.pl
    2009/03/26 17:56:06
    konikiii! :D
    -
    Gość: marry, 83.238.216.*
    2009/03/26 19:53:23
    och dawanie jest o wiele lepsze niż dostawanie prezentów
    chociaż dostawanie książek.. jest prawie tak samo fajne jak dawanie prezentow :P
    -
    raya_czarodziejka
    2009/03/26 19:56:39
    Śmiem nawet twierdzić, że jest lepsze :P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podziel się z nami swoją opinią! :-)