[S:] Bez happy-endu

Poszłyśmy z I. na Drogę do szczęścia z Kate Winslet i Leonardo DiCaprio. Opowieść o tym, jak ogromnie nieszczęśliwym można być w małżeństwie - i jak niebezpiecznie to w sobie tłumić. O tym, jak łatwo popaść w rutynę, jak łatwo zamknąć się na drugą osobę, jak łatwo poddać się pustce, pozwolić, by życie płynęło z dnia na dzień, przeciekając przez palce. O straszliwym braku zrozumienia między bohaterami, o zjadającym duszę poczuciu beznadziei, niespełnienia, braku, rozminięcia się ze swymi marzeniami. O tym, jak między ludźmi umierają uczucia, jeśli na to pozwolić. 

Film od początku do końca jest przepełniony napięciem, jak wtedy, gdy jest się o krok od wielkiej kłótni. Stale czuć psychiczne zmęczenie postaci. To przerażające, jak wyglądają relacje między bohaterami, zwłaszcza parą głównych postaci. W pewnym momencie nie wiadomo już, co tak naprawdę do siebie czują, które z ich słów są prawdą, a które kłamstwem, mającym zranić tę drugą osobę - i co rani bardziej, kłamstwo czy prawda? Drugoplanowe postacie nie są lepsze - ich sztuczność, pozory, którymi się otaczają, niedomówienia i zakłamanie, nie okazywanie niczego na zewnątrz, tylko tłamszenie w sobie, za zamkniętymi drzwiami...

Teraz, jak tak sobie myślę o Drodze do szczęścia, dochodzę do wniosku, że ten film ma atmosferę greckiej tragedii. Większość scen rozgrywa się z udziałem 2-3 aktorów, a jego siłę stanowią dialogi. Wczoraj zaś wywarł na mnie trochę przytłaczające wrażenie - to nie jest pokrzepiająca opowieść, raczej... oszałamiająca, to chyba najlepsze określenie. To opowieść absolutnie pozbawiona happy-endu. Polski tytuł jest wyjątkowo trafny, skonfrontowany z treścią, z fabułą, ma mocny wydźwięk.

W niedzielę zaś obejrzałam Braci Karamazow Petra Zelenki. Grupa czeskich aktorów przyjeżdża do Krakowa, by w Nowej Hucie wystawić sztukę w ramach festiwalu. Film przedstawia próbę przed spektaklem. Dawno nie widziałam tak niesamowitego,  wspaniałego, pełnego emocji aktorstwa. Czułam się chwilami jak w teatrze. Muzyka Kaczmarka zbudowała fantastyczny nastrój, kto wie, czy gdyby jej zabrakło, film byłby tak dobry. Wątek polskiego bohatera nieco wątpliwy, ale jestem w stanie zrozumieć, że miał być w jakiś sposób symboliczny. To jeden z tych utworów, po których obejrzeniu nie wiadomo, co powiedzieć. Trzeba go sobie przetrawić i pokontemplować w spokoju. Ale obejrzeć naprawdę warto. 

Komentarze

  1. GOŚĆ: MARRY, VIC.POJAN.NET
    2009/02/18 22:44:19
    hm hm
    dla mnie oprócz Kate Winslett nie było ról godnych wyróżeniania. Postaci były przewidywalne, Leo jak zwykle, ludzie dwulicowali, szaleniec mądry.
    Ale zdjęcia piękne i muzyka piękna. Ładnie się równoważyło.
    Ewidentnie nie film do oglądania przy chipsach. Bo została mi prawie cała paczka. :P

    Hm hm, wyjaśni mi ktoś, jak się używało takiej rureczki?
    bo jestem niedouczona i nie wiem
    -
    RAYA_CZARODZIEJKA
    2009/02/19 10:28:43
    wyglądała jak gruszka do lewatywy :P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podziel się z nami swoją opinią! :-)