[S]: Promyk nadziei

... Pojawił się dzisiaj wraz ze słońcem, które dziarsko promienieje nadal. Właśnie. Może to przez wczorajszy śnieg, zimny, nieprzyjemny i uprzykrzający życie wiatr ten wczorajszy pesymizm po jeździe konnej. Nie, żebym od wczoraj poczyniła jakieś znaczące postępy. Niemniej zapłonęło światełko w tunelu.

Wczoraj jeździłam na Argo, koniu przeznaczonym dla zaawansowanych jeźdźców. Ta wymówka i tak mnie nie usprawiedliwia - dziś wsiadłam na Gratkę, wierzchowca pod początkujących, i G. stwierdziła, że marny jest mój poziom i że po tylu miesiącach, ile przejeździłam, powinnam sobie już naprawdę dobrze radzić. poczułam się o, taaaka maluczka, marna i beznadziejna. Na pocieszenie wszelako usłyszałam, że to wszystko wina jazdy w zastępnie, praktykowanej w Szarży.

Anglezowałam nieustannie na zła nogę. Nie spięłam Gratki do szybszego kłusu, więc się wlokłyśmy noga za nagą,  aż wygodniej mi było w ćwiczebnym niż anglezowanym. Dwie rzeczy, które usłyszałam u dziewczyn po zajęciach, dodatkowo mi dokopały - "jak na ciebie patrzyłam, zrozumiałam wreszcie, dlaczego G. wciąż nie podoba się mój kłus na Gratce" i jeszcze: "jak na ciebie patrzyłam, zrozumiałam, jak okropnie wyglądam, jeżdżąc spięta w siodle". No tak. Przynajmniej ktoś wyniósł naukę z moich żenujących popisów...

Wciąż robiłam całą masę błędów, wciąż miałam problemy z kierowaniem koniem, ale zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest coś, co z dnia na dzień magicznie się poprawia. Potrzeba wiele pracy. A przede wszystkim - pracy sam na sam z koniem, jazdy nie w zastępie, a samodzielnie. Czuję się tak, jakbym musiała uczyć się wszystkiego zupełnie od początku. I dodam, że zmęczyły mnie te zajęcia, chociaż postępów praktycznie nie poczyniłam. Mimo wszystko czuję, że dzisiaj coś robiłam.

Te dwie jazdy mimo wszystko czegoś mnie nauczyły. Przypomniały błędy, które robiłam i w Szarży, ale z czasem, w miarę upływu tygodni, częściowo je skorygowałam lub wyeliminowałam. Wskazały, jak wielu teoretycznych wiadomości nie posiadam i jak wiele powinnam się nauczyć o współpracy jeźdźca z koniem. A przede wszystkim pokazały, że miałam klapki na oczach, bo tak naprawdę żeby nauczyć się dobrze jeździć i ażeby złapać kontakt z koniem, nie można jeździć pod komendę, trzeba przede wszystkim samemu pracować, samemu zagospodorować ten czas w siodle.

Jeszcze jeden pozytywny aspekt dzisiejszej jazdy - przypomniałam sobie, jak to dobrze być w siodle. Nawet jeśli nic mi się nie udaje, nic nie wychodzi, nawet jeśli walczę z wierzchowcem, odciągając go od ogrodzenia albo gdy staje mi w miejscu, gdy przykładam łydkę do kłusa. Nawet wtedy cudownie być w siodle.

Teraz tylko trzeba znaleźć małą stajnię w stolicy, gdzie na zajęciach nie praktykuje się jazdy w zastępie... I pracować nad sobą dalej.

Komentarze


  1. Gość: marry, 77.252.87.2*
    2010/03/04 22:04:59
    dziś mi auto zgasło dwa razy
    zrobiłam dwa razy korek
    a raz nie wjechałam pod tramwaj :P
    dojechałam do szkoły i wróciłam
    przynajmniej tyle
    do weekendu zostały trzy lekcje
    -
    Gość: Ifryt, 80.240.177.12*
    2010/03/05 08:59:32
    Bardzo pozytywny wpis, Paulino! Takie podejście i takie refleksje wyjątkowo dobrze wróżą Twoim dalszym wysiłkom. Nie tylko jeździeckim. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podziel się z nami swoją opinią! :-)