[S:] Poskromienie złośnika

Że narzekałam na Hruda?
Że nigdy nie chciałam na niego wsiadać?
Że bałam się go jak ognia?
A przecież to taki miły koń, jeśli łaskawie się postara.

W Szarży dziś koni zabrakło, jutro i w niedzielę zawody, startujące wierzchowce ćwiczyły z zawodnikami, więc kursantom dostały się same gwiazdy - złośliwiec numer jeden, wielki Hrudini, szalony Piorun, emerytka Hawajka, potężny Sonet, leniwy Leo, nadgorliwy Weronal... Kiedy padły ciężkie słowa: "Paulina, weźmiesz Hruda", żołądek uciekł mi w pięty, ale natychmiast wrócił na miejsce: co, ja sobie rady nie dam, ja?! Problem w tym, że Hrud jest tak wspaniale typowym koniem, że nawet instruktorzy go nie poznają, toteż ja, wszak miałam zaszczyt tylko raz doświadczyć spotkania z nim, zupełnie nie pamiętałam, jak wygląda. Ruszyłam na padok, a jedyna wskazówka, jaką usłyszałam, brzmiała: "poznasz go, od razu położy uszy po sobie". O, radości. 

Przywitał się bardzo miło. Grzeczniutko podążył za mną do koniowiązu. Spokojniutko poczekał na mnie, gdy znosiłam ekwipunek - siodło, worek ze szczotkami, ogłowie, czapraki... oraz stertkę siana, coby się dzielny rumak nie nudził. Niemal od razu, gdy przyłożyłam szczotkę do jego brzucha, ruszył z zębami, ale usadziłam go w miejscu ostrym okrzykiem i mocnym klepnięciem w szyję. I tak kilka razy, aż zupełnie przestał zwracać na mnie uwagę i zajął się sianem. Jeszcze żaden koń tak wspaniale nie wystawił mi nóg, bym wyczyściła mu kopyta, a kiedy oparł się o mnie zadem, niemal mnie rozczulił. Oporządziłam go, osiodłałam i dopiero przy zakładaniu wędzidła miałam drobny problem, gdyż Hrud zacisnął zęby jak imadło, wyszczerzył się i chwilę potrwało, nim udało mi się otworzyć mu pysk. Ależ byłam z siebie dumna! Kiedy ja skończyłam go kiełznać, reszta właśnie wracała z łąki ze swoimi końmi. Andrzejowi opadła szczęka. Mój mały tryumf, ha!

A potem pasłam go na trawniku i kiedy chwaliłam się B., jaki to Hrud był grzeczny, dziadyga nadepnął mi na nogę. I wcale nie potrafię powiedzieć na pewno, że to był wynik mego gapiostwa i że nie uważałam pod nogi...

A jak się na Hrudzie jeździ?
Przyjemnie. Pod warunkiem, że użyje się parę razy bata, by mu przypomnieć, że to nieodpowiedni moment na drzemkę. I nawet galopowaliśmy. Pomyślałam sobie, że legenda, która narosła wokół niektórych koni Szarży, przerasta je. Bo przecież, tak naprawdę, wszystko zależy od podejścia. A skoro poradziłam sobie z Hrudem, skoro umiałam wypchnąć go na ślad, zmusić, by jechał jak chcę, a przede wszystkim skoro nie zjadł mnie przy koniowiązie - to z czym jeszcze mam sobie nie poradzić? Jednak prawdą jest, że jazda konna wyrabia charakter. Bo chociaż nadal jestem sobą, to jednak przecież nauczyłam się czegoś przez tych parę miesięcy i jednak niektóre rzeczy poprzestawiałam sobie w głowie. Powolutku aż do skutku.

PS A przed zajęciami przyjechał leśniczy i zostawił ogłoszenie o zagrożeniu pożarowym. Od dziś do odwołania obowiązuje zakaz wstępu do lasu, dlatego nie pojechaliśmy w teren, tylko na łąkę, więc jazda wypadła dość ospale. 

Komentarze

  1. GOŚĆ: S., CHELLO087206031215.CHELLO.PL
    2009/05/05 00:47:31
    hahahaha!
    śliczny tekst.
    bosko :D
    a nie mówiłam? no kochana, mamusia jest z Ciebie dumna.

    masz 100% racji z tymi legendami. nie tylko Cie nie zjadł, ale jeszcze mu pokazałaś (zgalopować go niełatwo, raz widziałam jak K. pompował go dobre 3 minuty, zanim zechciał ruszyć dupsko do biegu). to samo Sonet. to samo Weronal. to samo Jełopek (który mnie w czwartek w rękę ugryzł!!! ale przecie to syn mój, jak mogłam mu nie wybaczyć?)
    jedna na to rada - za każdym razem trzeba sobie samemu szukać drogi przez plotki.
    -
    RAYA_CZARODZIEJKA
    2009/05/05 08:38:22
    Dziękuję, mamusiu! :D
    -
    GOŚĆ: WUDE, ESD138.NEOPLUS.ADSL.TPNET.PL
    2009/05/05 22:33:38
    Brrr, gratulacje, ja bym się bał choćby popatrzeć. :D:D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podziel się z nami swoją opinią! :-)