[W:] Jeden z siedmiu grzechów głównych

Jest to uczucie ambiwalentne, bo i może zmotywować jak i zdemotywować. Jest też nieuniknione, bo chyba tylko Bruce Lee go nie odczuwał. Dlaczego Bruce Lee? Bo czy mistrzowi karate może czegoś brakować? Jeśli nawet czegoś tak, to umiejąc karate może zdobyć wszystko. Zazdrość nawet, jeśli wywiera pozytywny efekt, jest nieprzyjemna i męcząca, a jeśli nie zostanie zdławiona, ostatecznie zostawia człowieka pustego jak pajęcza wylinka.

Można zazdrościć skrycie. Siedzi się wówczas w kącie, w półmroku, w olbrzymim fotelu. Dłonie zatapiają się we włosach tworząc groteskowe fryzury a usta bezgłośnie powtarzają jak mantrę: to niesprawiedliwe, nie mogę być groszy (wyciąłem z wypowiedzi wulgaryzmy, które na pewno powinny tam być). Zazdrośnik złorzeczy na los, ale obmyśla plan, dzięki któremu ma dorównać obiektowi zazdrości. W tym momencie występuje ten pozytywny efekt. Zyskuje się siły by poprawić swoja sytuację, zapala lampę, poprawia włosy i z uśmiechem zabiera się za przerwaną kolację.

Można zazdrościć jawnie. Czyli pierwsza faza zakończyła się niepowodzeniem. Plan nie wypalił lub okazał się niewystarczający i człowiek nie może już dłużej ukrywać się z zazdrością. Wówczas garnie się do obiektu i na wszelkie możliwe sposoby w obleczonych lukrem słowach i czynach stara się mu uprzykrzyć życie. Gdy obiekt nie patrzy, dosypuje mu soli do herbaty, plami obrus lub przestawia pralkę z praniem delikatnym na 90 stopni. Trwa przy obiekcie raz po to by, odkryć tajemnicę jego sukcesu, a dwa, by być świadkiem upadku, który zwiastuje już lada moment.

Ostatni etap to akceptacja. Zazdrośnik nie ma już sił. Schudł, zmarniał, od niewyspania opuchły mu oczy, a po paznokciach nie został nawet ślad. Zazdrość, rzecz jasna, nie znika, wkomponowuje się w charakter relacji. Odsuwa się na drugi plan, za inne uczucia, lecz raz na jakiś czas, nagle i z wielką siłą atakuje osłabioną psychikę bohatera. Zazdrośnik może w tym momencie całkowicie odpuścić sobie znajomość z obiektem, rozluźnić nić relacji, bólami głowy wymawiać się od spotkań, aż częstotliwość kontaktów zmaleje do zera. Może również przylgnąć do obiektu i uszczknąć z jego sukcesu coś dla siebie. Wchodzi wówczas w szeregi świty i zjada okruszki ze stołu Pana.

To wielka sztuka nie zazdrościć. Wydaje mi się, że nie można tego uniknąć, ponieważ nie ma granicy, po której przekroczeniu czujesz, że twoja ambicja została zaspokojona. Nawet jeśli osiągniesz sukces, to zaraz znajdzie się znajomy, który jest od Ciebie lepszy. Zawsze tak będzie. Nie wierzysz? Nawet, kiedy Son Goku mógł już niszczyć planety, zawsze znalazł się wróg, z którym na początku przegrywał.

Facebook to idealne narzędzie do tego typu praktyk, codziennie otrzymujesz nową porcję tematów do zazdroszczenia. Praca, dom, samochód, wycieczka zagraniczna, mała różowa poczwarką popularnie zwana dzieckiem. Każdy stara się czymś zaimponować i jednocześnie zdławić gorejące w trzewiach uczucie. Lajkujesz nową sofę, myśląc sobie: a żeby ci tyłek odparzyła ta sztuczna wietnamska skóra, kretynie jeden. Komentarz pod wiadomością o awansie w świecie szczerości brzmiałby: mam nadzieję, że będziesz harował po 12 godzin dziennie, w dusznym pokoju bez okien z szefem sadystą, który ukradnie ci finalny projekt a ty dostaniesz polipów od wentylacji. A kiedy widzisz kolejne zdjęcie dzieciaka swojego kumpla myślisz sobie: nie wiem czym się chwalisz, już widać, że ma moje oczy.

Wydaje mi się, że znalazłem „rumianek na zazdrość”, raz w tygodniu obejrzyj dokument o niepełnosprawnych o dzieciach w Afryce lub o blokowiskach w Chinach, a będziesz zadowolony ze swojego mieszkania, pracy, samochodu i rocznego smartfona.

Komentarze