[S:] Sukienkę też udało mi się uszyć

... Po blisko 12 godzinach walki. 

Działo się, oj, działo.  Trzy razy, na przykład, wszywałam i wypruwałam zamek kryty, za każdym razem z innego powodu wymagał poprawki. A prucia innych elementów nie zliczę. Samo odrysowanie i wycięcie wykroju zajęło mi ponad 1,5 godziny. Chyba po wczorajszych zajęciach ciężko było mi z rana dojść do siebie ;) Szycie uczy uporu i cierpliwości. Wytrwałości i tego, by się nie poddawać za łatwo.

Jedyne, co od początku do końca wyszło mi naprawdę perfekcyjnie i zrobiłam to całkowicie samodzielnie, to wszycie rękawów. Duma mnie tak zaczęła rozpierać z chwilą, gdy się z nimi uporałam, że nawet zmęczenie zaczęło stopniowo ustępować.




Po pierwszej przymiarce okazało się, że mimo poprawek na formie jeszcze przed wycięciem poszczególnych części ubrania (co pozwoliło dostosować sukienkę do moich bioder i talii, bo oryginalnie miała fason litery A, i to mocno oversize), powyżej talii mam na sobie wielki worek. Trzeba było wyciąć trochę materiału na plecach, pogłębić zakładki z przodu i zwęzić wcięcia w talii, skrócić sukienkę na ramionach. I wielokrotnie wszystko zaprasowywać. Zajęło to mnóstwo czasu - szycie skończyłam około 20:30 (od 9:00 rano!), miałam chwile zwątpienia, kiedy prawie płakałam ze złości, że znowu coś pruję, znowu coś skracam, znowu coś poprawiam. Ze skupienia rozbolała mnie głowa (potem ból przeszedł albo zmęczenie osiągnęło taki poziom, że stało się odwrotnością siebie :P). Niemniej - warto było:
Ta dam! ;)
Sukienka wymaga jeszcze korekty na dekolcie - przydałyby się dwie symetryczne zaszewki, ponieważ zostało tam za dużo tkaniny. Ale to już kiedy będę mieć własną maszynę. Myślę, że jak na pierwszą samodzielnie uszytą sukienkę w życiu nie jest źle.

Do przyjemności z szycia niewątpliwie przyczynia się także dobry materiał. A ten był świetny, z nieco wyższej półki, chyba z domieszką wełny, gęsty i wygodny w szyciu, ze wzorem w jodełkę, a do tego wszystkiego miły w dotyku.


Komentarze