[S]: Czarnobylska modlitwa


Mam mieszane uczucia odnośnie do tej książki. Uwielbiam reportaże, a swego czasu kwestia wybuchu w Czarnobylu była dla mnie czymś fascynującym, zwłaszcza fakty dotyczące strefy zamkniętej i rezerwatu, który tam powstał. Niemniej moje oczekiwania trochę przerosły Czarnobylską modlitwę


Owszem, autorka postawiła sobie za cel pokazać uczucia zwykłych Białorusinów, którym komunistyczna władza, czarnobylska katastrofa i radziecka mentalność (to, naturalnie, jest z mojej strony skrót myślowy) zniszczyły życie, odebrały ziemię, wspomnienia, dzieciństwo, bliskich, zdrowie. Moim zdaniem tylko część z przytoczonych monologów rzeczywiście pozwala zapoznać z ogromem nieszczęścia, które dotknęło Białorusinów, z absurdem sytuacji, z horrorem, który się tam rozegrał. Z wielu wypowiedzi można by zrezygnować, ponieważ powtarzają się w nich dokładnie te same wątki, refleksje, nawet określenia. Część tekstu wydaje się oderwana od tematu, być może autorka chciała pokazać nostalgię, trapiącą mieszkańców strefy skażonej, dla mnie były to chyba jednak zbędne partie tekstu. Książka mogłaby być krótsza, ale za to bardziej dobitna. 


To, co irytowało mnie od samego początku aż do końca - i nie wiem, czy to kwestia świadomego wyboru autorki czy też tłumacza (choć do przekładu nie mam zastrzeżeń, ale co się dziwić, to w końcu Jerzy Czech) - nie dotyczy wprawdzie treści, ale mocno wpływa na jej odbiór. Chodzi mianowicie o wielokropek kończący co drugie, a miejscami każde zdanie. Zabijało to przyjemność czytania, wcale nie podkreślało, że monolog przychodził rozmówcom dziennikarki z trudem, z przerwami, że wywoływał emocje, załamanie głosu. Zabieg ten sprawia raczej, że tekst czyta się jak blog egzaltowanej nastolatki. Moim zdaniem o wiele większą siłę wyrazu mają krótkie, urwane zdania, zakończone kropką. Może to dlatego, że język polski w ogóle raczej unika wielokropka. Może to kwestia gustu. A może fakt, że przesada nigdy nie wychodzi na dobre nikomu i niczemu, a bez znakomitej liczby wielokropków książka mogłaby się obyć bez utraty emocjonalności.



Ogólnie jednak lektury nie żałuję.

Komentarze