[S]: Powolne rozkręcanie się książkowe

foto: Suarrilk
Znów podjęłam się wyzwania - 52 książki w 2016. Niestety, od początku roku przez jakiś czas czułam zmęczenie czytaniem. Czasem mi się to zdarza - czuję się zbyt zmęczona, by czytać, i po prostu nie chce mi się sięgnąć po żadną lekturę. Dlatego jest prawie połowa marca, a ja kończę dopiero czwartą książkę. Żeby się zmotywować, wrzucam recenzje tych już przeczytanych.

Konrad Tarasiewicz, "Zapach świeżej kawy"

Ciekawa lektura, ładnie wydana, napisana przez ostatniego dyrektora znakomitego przedwojennego przedsiębiorstwa, znanego w całej Polsce - palarni kawy Pluton. Konrad Tarasiewicz literatem nie był - i to widać w jego stylu, w którym odbija się także międzywojenna polszczyzna. Ma to swój urok, muszę przyznać. Największą zaletą tej książki jest jednak prezentacja świata, który już odszedł - polskich przedsiębiorców pierwszej połowy wieku, Warszawy sprzed II wojny, Europy lat 20. i 30. Przyjemna lektura.


John Reed, "Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem"

Opis wydarzeń, poprzedzających wybuch rewolucji październikowej (7 listopada 1917), a także jej pierwszą fazę. Napisany dwa lata po przewrocie przez amerykańskiego socjalistę, Johna Reeda.

Długo się zastanawiałam, jak ocenić ten reportaż. Dałam 6 gwiazdek, ponieważ to jednak jeden z najważniejszych reportaży XX wieku. Chociaż może to określenie gatunkowe jest tu nieco na wyrost - John Reed nie jest do końca obiektywny, stara się co prawda pokazać dokumenty zarówno bolszewickie, jak i wydane przez antybolszewicki Rząd Tymczasowy, przekazać relacje obu stron, a jednak od początku czuć, po czyjej jest stronie, dokąd kieruje swoją sympatię. Nie pozostawia czytelnikowi samodzielnej oceny sytuacji - przemyca swoją pomiędzy wierszami.

Być może dlatego właśnie miałam taki problem z tym utworem, może dlatego czytałam tę książkę tak długo. Wydaje mi się, że najlepiej moje wrażenia z lektury określi wyrażenie "brak zaufania". Czy to kwestia tego, czego nauczyłam się z książek i historii?...


Jo Nesbø, "Trylogia z Oslo: Czerwone gardło"

Bardzo wciągająca powieść kryminalna, chociaż podczas lektury miałam nieodparte wrażenie, że to chyba jakiś schemat skandynawskich kryminałów: komisarz-alkoholik o nieprzeciętnych zdolnościach śledczych oraz pechu w życiu osobistym, do tego zgryźliwy, stary policjant, dużo bardziej doświadczony od głównego bohatera, szef, przymykający oko na wiele spraw, itp. A jednak nie przytłoczyło mnie to ani nie zniechęciło, ponieważ fabuła została skonstruowana według najlepszych detektywistycznych receptur, a narrację poprowadzono lekkim stylem, dzięki któremu lektura jest płynna i przyjemna. Przeoczenie kilku przystanków tramwajowych gwarantowane ;)

Komentarze

  1. Niedawno obchodziliśmy tydzień dla mózgu. Celem inicjatywy jest uświadomienie ludziom, że mózg to nie jakiś "obcy" organ, na którego nie mamy wpływu, ale cześć naszego ciała, nad którą możemy i powinniśmy pracować. Jedno z ważniejszych ćwiczeń polecanych przez naukowców to czytanie kryminałów, szczególnie tych skandynawskich (typu seria Millenium), ponieważ wielowymiarowe postacie, zagmatwana fabuła i to, co w kryminałach najsmaczniejsze - odpowiedź na pytanie, kto zabił - są dla mózgu jak siłownia.
    Swoją drogą, aktywność fizyczna ma bardzo duży wpływ na mózg, ponieważ ten organ konsumują olbrzymie ilości tlenu. Pytanie. Dlaczego karki nie należą do Mensy? :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podziel się z nami swoją opinią! :-)