[S]: O służącej i zamkowej wieży

Przyśnił mi się pokręcony sen.

Otóż pojechałam za granicę pracować. Miałam zająć się jakąś pracą redakcyjną, ale trafiłam do dziwnego domu i okazało się, że jestem kimś w rodzaju niewolnicy albo służącej. 

Z początku jednak nikt nie zwracał na mnie uwagi, tylko sobie stałam z boku, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, martwiąc się, co ze mną będzie dalej, bo wcześniej jakąś moją bliżej nieokreśloną koleżankę zaprowodzano do jednego z panów domu - na początku snu był chyba jakimś rozbójnikiem czy terrorystą, czy kimś - by została jego nałożnicą.

W końcu podeszła do mnie dziewczyna, ubrana jak kelnerka, ale okazało się, że jest osobą z rodziny, do której się dostałam. Poprowadziła mnie krętymi, ażurowymi schodami na górę, do swojego pokoju. Potem schody w ogóle okazały się papierowe czy tekturowe i równie stabilne, co mostek linowy, ale wspięłyśmy się po nich w górę ściany z szarego kamienia - zachwycałam się widokiem na zieloną równinę i szare miasto oraz żartowałam, że mieszka w wieży jak księżniczka. Odparła, że tak właśnie miało być.

Wdrapałyśmy się do jej lokum, okazało się, że są tam 4 ciasne pokoje, a 3 z nich zajmują szpitalne posłania - po trzy w każdym pomieszczeniu, a w każdym leżał jakiś chory. Trochę się bałam, a trochę czułam zaintrygowana.

Dziewczyna zastanawiała się, co ze mną zrobić - czy mam być jej osobistą służącą, czy pomagać w szpitalu, czy będziemy jeździć na wycieczki i zwiedzać? To było takie dziwne, rozmawiałyśmy jak równa z równą, pytała mnie o zdanie, szukała mojej rady i brała pod uwagę moje pragnienia, a jednocześnie wiedziałam, że jestem kimś gorszym, że mój los jest przesądzony i że i tak będę służącą, i tak, byłam z tym pogodzona, a z drugiej strony mówiłam, że chcę pozwiedzać.

Najbardziej zaś martwiłam się o swój pamiętnik, który od początku snu kurczowo ściskałam, bardzo nie chciałam, aby mi go odebrali i czytali, zapytałam więc, czy mogę go gdzieś schować, ale jej rzeczy ledwo się mieściły w ciasnym, przejściowym pokoiku, przypominającym raczej krótki korytarz.

Komentarze