[S]: Gra o Tron

Obejrzałam od niedzieli 3 pierwsze odcinki serialowej ekranizacji pierwszego tomu Pieśni Lodu i Ognia i myślę, że jestem już w stanie zrecenzować serial oraz wyrazić swoje odczucia. Co też czynię niniejszym.

Z góry powinnam przyznać się do jednej rzeczy - Grę o Tron czytałam 6 lat temu (sic!), dlatego szczegóły fabularne, wszystkie intrygi, imiona pobocznych postaci etc. zatarły się w mojej pamięci. Wielu rzeczy zatem nie potrafię należycie ocenić, wielu różnic, rozbieżności, zmian zapewne nie dostrzegłam, być może fakt, że mnóstwa rzeczy nie pamiętam, wpływa wręcz pozytywnie na mój odbiór ekranizacji - niemniej jakieś tam zdanie sobie wyrobiłam.



Przede wszystkim pilot bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nie zrujnował moich nadziei i obiecywał, że wrażenie, które pozostało we mnie po lekturze Pieśni Lodu i Ognia, nie zostanie zniszczone. Spodobał mi się rozmach wykonania i cała oprawa. Piękne zdjęcia rozległych plenerów, które chciałoby się oglądać w kinie, niezła muzyka, dialogi żywcem wyjęte z powieści... Kolejne odcinki wszelako nieco przyćmiły to pierwsze, pozytywne wrażenie.

Rozczarowała obsada - Daenerys Targaryen, Arya, Ned Stark, Tyrion Lannister i ser Jaime spoko, wyraziści jak należy (choć skojarzeń z Boromirem w przypadku Seana Beana chyba się nie wyzbędę... nie tak widziałam Eddarda!), ale reszta postaci mnie zawiodła. Catlyn Stark - za stara i za brzydka; Sansa Stark zbyt mdła (aczkolwiek w książce też mdła była, i to do obrzydzenia, aż do 4 tomu); Robert Baratheon za stary i zbyt siwy; Robb Stark powinien być nastolatkiem, a wygląda na trzydziestoletniego mężczyznę; Jon Snow jest pyzatym prosiaczkiem; nowy narybek Nocnej Straży to w powieści młodzi chłopaczkowie, dzieciaki, które muszą dorosnąć w obliczu niesłychanego zagrożenia, tymczasem w serialu grają ich dorośli, brodaci mężczyźni o twarzach zakapiorów - i tak można by w nieskończoność. 

Jak to stwierdził M., "oni są za starzy i za brzydcy". Coś w tym jest...

Druga kwestia - wydaje mi się, że dla osoby, która nie czytała książki, w serialu dzieje się zbyt wiele zbyt niejasnych rzeczy. Ktoś nieobznajomiony z powieścią nie połapie się w sytuacji - czytelnikom czasem trudno się połapać, a wszak w drukowanej wersji opowieści wszystko jest o wiele bardziej szczegółowe i dokładne!

Po trzecie, brak mi jakichś sygnałów upływu czasu. Scenarzyści pędzą z fabułą, ale nie dają znać, że minęło kilka miesięcy! I znów - kto nie czytał, ten się pogubi.

Wreszcie, i to jeden z największych, moim zdaniem, minusów: dlaczego scenarzyści zapomnieli o wilkorach? Gdzie podziewa się Duch? W powieści wilkory są niemal równie ważne, co dzieci Starków, w serialu pokazano je na początku, potem niekiedy sobie o nich przypominano, ale o jednym z najistotniejszych jakoś kompletnie zapomniano...

Myślę, że serial byłby o wiele lepszy, gdyby rozpisano go na większą liczbę odcinków. Gdyby autorzy podeszli do fabuły bardziej na spokojnie, skupili się na wyrazistszym pokazaniu postaci i relacji między nimi... Z każdym odcinkiem wydaje mi się to wszystko bardziej "na łapu, capu" robione. A siła powieści Martina leży przede wszystkim w postaciach, w ich niejednoznaczności, w powiązaniach i knowaniach... Brakuje mi podkreślenia ich w ekranizacji. Autorom zależy, by streścić jak najwięcej wydarzeń - choć i tak pomijają ich sporo, a u Martina każdy niuans, każdy drobiazg nie pozbawiony jest znaczenia i wpływa na przyszłą fabułę - przez co bohaterowie stają się papierowi.

Pozostaje mieć nadzieję, że mimo wszystko serial zachęci osoby nieznające Pieśni Lodu i Ognia do sięgnięcia po ten cykl powieści. 
  Ja zaś niecierpliwie czekam na tom piąty, licząc, że ukaże się także w Polsce jak najszybciej...

Komentarze