[S]: Upiorny samochód

Śniło mi się, że A. T. mnie skądś odprowadzał do domu na piechotę i że nagle szliśmy po zupełnie nieoświetlonej jezdni, a dookoła był las. Czekaliśmy, aż samochody przestaną przejeżdżać, żeby móc przejść na drugą stronę, i nagle rzeczywiście zrobiło się pusto i wręcz upiornie cicho.

Wyszliśmy zza zakrętu albo takiej zatoczki dla ciężarówek i jedyne, co było widać, to ciemne drzewa, czarny asfalt i stojący między drzewami, u wylotu leśnej drogi, samochód, który nagle zapalił światła. Byłam pewna, że tego lasu nie powinno tu być, że w ogóle się zgubiliśmy i coś tu nie gra mocno. A kiedy dostrzegłam samochód, byłam wręcz przerażona. Okropnie się bałam, bo wiedziałam, że siedzi w nim psychopata, który będzie chciał nas zabić, i to w paskudny sposób.

Zaczęłam więc prosić A. T.: chodźmy stąd, uciekajmy, błagam, zawróćmy, ale on nie chciał mnie słuchać, chciał iść normalnie dalej, przekonywał mnie, że przecież nic się nie stanie, że to tylko kawałek i dojdziemy do oświetlonej drogi.

Czułam, że ten samochód nas zaraz przejedzie, i pragnęłam ukryć się jak najprędzej, ale kiedy tak staliśmy, spierając się, nagle samochód wyjechał bezgłośnie zza zakrętu (jego maska wyglądała zupełnie jak samochód J., ale to sobie uświadomiłam dopiero po przebudzeniu) i ruszył w naszą stronę, ostro świecąc nam po oczach.

Chyba zaczęłam krzyczeć albo uciekać... Pamiętam jeszcze, że mi koszmarnie serce biło w tym śnie, szybko i mocno, jak oszalałe. I że się panicznie bałam.

Komentarze