[S]: Geniusz się nie starzeje. David Gilmour "Live At Pompeii"

Dzisiaj krótko, ale na fali emocji muszę się podzielić wrażeniami :)

Źródło: multikino.pl                                                            
Zupełnym przypadkiem i całkiem spontanicznie trafiliśmy wczoraj z Witfangiem do Multikina na koncert Davida Gilmoura Live At Pompeii. Można by się zastanawiać, czy jest sens oglądania (słuchania?) koncertu w kinie, niemniej wczorajszy seans udowodnił, że owszem - jest. Nawet nie dlatego, że można zobaczyć amfiteatr i artystów z bliska oraz z lotu ptaka, czyli z zupełnie innej perspektywy niż stojąc pod sceną w ścisku i obserwując muzyków na wyświetlaczach smartfonów ludzi przed tobą. Sens jest, ponieważ muzyka Pink Floyd, wirtuozeria Gilmoura i talenty jego towarzyszy wykraczają poza ramy srebrnego ekranu, wylewają się z obrazu, przenosząc słuchacza do amfiteatru w Pompejach na pierwszy od ponad 2 tysięcy lat publiczny spektakl w tym miejscu. Występ jednego z najlepszych gitarzystów świata udowadnia, że geniusz się nie starzeje, a dobra muzyka trafia prosto do serca.

 
Ta muzyka nie tylko wyrwała się na wolność, 
ale jeszcze po drodze obrabowała bank.
Terry Pratchett, Muzyka duszy

Dla mnie zarejestrowany rok temu koncert był przeżyciem duchowym. Nie tylko dlatego, że ogarnęło mnie to samo wewnętrzne drżenie, które obudziło moją muzyczną świadomość, kiedy kilkanaście lat temu tata po raz pierwszy podsunął mi albumy Atom Heart Mother, The Dark Side of the Moon czy Animals (jeszcze na kasetach). Także dlatego, że w pewnym momencie poczułam się, jakbym rzeczywiście była na koncercie, tuż pod sceną, porwana przez dźwięki. Oraz dlatego, że obserwowanie grającego Gilmoura - czy któregokolwiek z towarzyszących mu muzyków - samo w sobie było porywające i trącało jakąś nieokreśloną tęsknotę w głębi duszy. Niezwykłe, co ten człowiek potrafi wydobyć z instrumentu. Widać, że robi to, co kocha - i kocha to, co robi. Patrząc na niego, na to totalne oddanie muzyce, chciałoby się samemu mieć taką pasję. Widać też, że instrumenty, na których gra, są z nim od dawna, jakby stanowiły przedłużenie jego jestestwa. Idealnie zgrany zespół, chciałoby się podsumować.

Przy Wish You Were Here i High Hopes czułam ciarki na plecach i wzruszenie, ale nie tylko te utwory sprawiły, że miałam ochotę dać się ponieść dźwiękom. Ciało samo bujało się do rytmu, a umysł owładnięty był zachwytem. Ludzie, którzy potrafią stworzyć takie dźwięki - a potem jeszcze je mistrzowsko zagrać - muszą w jakiś sposób dotykać kosmicznego absolutu. Tak sobie myślę, w każdym razie.

Muzyka, będąc ze swej natury nieśmiertelna, 
potrafi czasem przedłużyć życie tych, którzy są z nią blisko związani.
Terry Pratchett, Muzyka duszy
 
Obraz David Gilmour Live At Popmeii zarejestrowano 7 i 8 lipca 2016 r. Niemal dokładnie 45 lat po tym, jak zespół Pink Floyd przy pustej widowni zagrał koncert do filmu dokumentalnego Adriana Mabena Pink Floyd: Live at Pompeii. Oprócz swoich solowych utworów Gilmour wraz z towarzyszącymi mu artystami (m.in. gitarzystami Guyem Prattem i Chesterem Kamenem, perkusistą Steven DiStanislao, pianistami Gregiem Phillinganesem i Chuckiem Leavellem) zagrał i zaśpiewał najbardziej znane utwory Pink Floyd. Uzupełnieniem były świetlne instalacje, które też robiły niezłe wrażenie, współgrały z muzyką i dodawały klimatu koncertowi.

29 września koncert ukaże się na DVD i blu-ray. Już wiem, co w tym roku tata dostanie na imieniny. Dla fana Pink Floyd i Davida Gilmoura - must have. Dla melomana - rzecz godna polecenia.


* * *
O tym, kto wystąpił z Gilmourem, można przeczytać w Wikipedii: https://en.wikipedia.org/wiki/Live_at_Pompeii
O samym koncercie można poczytać na oficjalnej stronie Davida Gilmoura: http://www.davidgilmour.com/pompeii/

Komentarze