[S]: Sezon burz

Sapkowski powraca do czegoś, do czego zarzekał się więcej nie sięgać. Można by dywagować - po co? Stęsknił się za Geraltem? Za światem, który wykreował? Czy za rozgłosem, pieniędzmi, bogowie wiedzą, czym? 

Specjalnie zaczęłam od przeczytania pięcioksięgu, by sobie wszystko odświeżyć, by przypomnieć sobie, za co wiedźmina uwielbiałam. I niby wszystko jest po staremu. Spotykamy wiedźmina, który jest nadal sobą. Jaskra, który nie zmienił się nic a nic. A jednak nie do końca są tacy sami. Świat też nie do końca jest taki, jakim znam go z sagi czy opowiadań. To, co w nich było dobrze zamaskowaną aluzją, postmodernistycznym żartem, zabawą z czytelnikiem, w "Sezonie burz" raptem, niby uderzenie obuchem w głowę, zostaje wyciągnięte na powierzchnię, tracąc wartość, polor i "smaczek". Przede wszystkim mam na myśli wszystkie odwołania do współczesności, które miejscami rażą aż zęby bolą (szczególnie dotyczące wszelkich kwestii prawnych i ekonomicznych). 

Pierwsze 50 stron było mi bardzo ciężko pokonać - ani klimatu wiedźmińskiego, ani nie czuło się, że to w ogóle powieść fantasy czy osadzona w czasach przypominających nasze średniowiecze. 

Dopiero po kilku rozdziałach duch sagi zdaje się powracać, chociaż fabuła chwilami mocniej pachnie Pielewinem niż Sapkowskim. Wciąga, przyznaję, autor bawi się jak dawniej w gry słowne, językowo książka jest na wysokim poziomie. Fabularnie - niekoniecznie. Pojawiają się postacie i wątki, które wydają się wtórne wobec powieści napisanych wcześniej. Spotykamy się z tym, co najwyraźniej sprawia Sapkowskiemu frajdę (i za co, zapewne, tak bardzo lubiany był pięcioksiąg): snujący intrygi czarodzieje, walczący o władzę królowie i książęta, obłudnie uprzejme czarodziejki itp. - tylko z jakiegoś powodu rozwój wypadków staje się raptem przewidywalny, a po głowie kołacze się myśl: skądś już to znam...

Spotkawszy Nimue, Geralt stwierdza, że zawsze gdzieś na świecie będą potrzebni wiedźmini. Czy mamy to rozumieć jako zapowiedź kolejnych tomów nowego starego wiedźmina? 14 lat temu, kiedy skończyłam czytać "Panią Jeziora", na pewno bardzo bym się z tego cieszyła. Dziś uważam, że skoro coś się skończyło i było dobre, lepiej nie zmieniać tego stanu rzeczy, bo można to równie dobrze zepsuć.

Komentarze