[S]: Sen w stylu Nolana

Sny zawsze mnie interesowały, szczególnie jako reżysera. Pomyśl: każdej nocy we śnie tworzymy historie, tworzymy światy. Powołujemy do życia ludzi. Gdy z nimi rozmawiamy, mówią słowami, które sami dla nich ułożyliśmy. Ale nie zdajemy sobie z tego sprawy. Wydaje nam się, że faktycznie jesteśmy w innym, obcym świecie. Podczas gdy wszystko dzieje się wewnątrz naszego umysłu. Sny to fascynująca sprawa. Pokazują, jak wiele nieznanych jeszcze możliwości kryje ludzki mózg.

Christopher Nolan


Ale sen miałam. 

Nie pamiętam, od czego się zaczął, tak jakbym włączyła film w połowie. 

Z jakiegoś powodu uciekałam w kanoe wraz z całym plemieniem Indian - całą ławą szybkich łodzi. Płynęliśmy po ogromnej rzece, był chyba zachód słońca, bo wszystko wokół miało czarno-fioletowe barwy. Posypał się za nami grad płonących strzał, dookoła roztaczał się taki trochę steampunkowy widok na jakieś miasta, jedno z nich płonęło, na tle fioletowego nieba unosił się słup czarnego dymu...
Raptem znaleźliśmy się na autostradzie, wciąż w indiańskich łodziach. Z początku wyglądała jak tory na pływalni, potem zamieniła się w tunel, w którym jeździły samochody, a my się z nimi ścigaliśmy jak w filmie akcji. Wtem zatrzymaliśmy się przed rozsuwaną kratą - wciąż gdzieś w tunelu, ale już zupełnie innym, węższym, ciemniejszym, jak jakieś korytarze w piwnicach, za kratą ściany wyłożono białymi, lśniącymi kafelkami. Byłam już na nogach i ubrana jesiennie, towarzyszyli mi K. i M. Okazało się, że wchodzimy do siedziby policji, jak normalni pracownicy.
Szliśmy pewnym krokiem przed siebie, chociaż kompletnie nie wiedzieliśmy, dokąd mamy zmierzać. Strażnik nas wpuścił, bo byliśmy w płaszczach i wyglądaliśmy na tajniaków, nikt nas nie zatrzymał. Wparowaliśmy do jakiegoś pomieszczenia, które okazało się szatnią, co nas trochę zbiło z tropu. Cały czas bowiem uciekaliśmy, choć w tym momencie snu nadal nie wiadomo, dlaczego.

W szatni znaleźliśmy się jakby w potrzasku, ale otworzyliśmy szafę, przekonani, że będzie tam tajne przejście, i rzeczywiście było - przeszliśmy nim do tajemniczego korytarza z podwójnymi drzwiami - za drewnianymi były metalowe, widać, że zabezpieczone specjalnie, ale otwarto je nam, o dziwo.
Potem biegliśmy po schodach, pewni, że wiedzą już o naszej obecności i jeśli teraz nas złapią, to koniec z nami. Znaleźliśmy się na poziomie, na którym przyjmuje się petentów i już wiedzieliśmy, że jesteśmy poszukiwani przez policję - ale nie pamiętam, dlaczego, chociaż zostało to określone we śnie - i że uciekliśmy do innego miasta. Nikogo nie było w recepcji, więc zaczęliśmy przeglądać ich papiery - czy mają nasze rysopisy? - potem wyszliśmy na ulicę i spróbowaliśmy rozpłynąć się w tłumie.

Znaleźliśmy sklep spożywczy "Marysia". I okazało się, że jesteśmy w Katowicach, bo nigdzie nie można się ukryć lepiej niż na Śląsku, a zwłaszcza w Zabrzu wśród górników - jak stwierdziła K.

I dalej nie pamiętam...

Komentarze