[S]: Kiedy coś się kończy, kiedy ktoś odchodzi

Jestem niewierząca. A przynajmniej: jestem agnostykiem już na skraju ateizmu. Nie podobają mi się katolickie rytuały, obrządki, ponieważ są smutne, ponure, pozbawione życia. Nie lubię instytucji Kościoła, ponieważ narzuca ludziom schemat, ponieważ mówi ludziom, jak mają wierzyć - a wiara to, według mnie, coś absolutnie spontanicznego, osobistego, wewnętrznego i żywiołowego. Kiedy tylko wchodzę do jakiegokolwiek kościoła, natychmiast ogarnia mnie senność i zaczyna się atak ziewania. W moim życiu nie ma boga, Boga czy bogów - nie myślę o nich, nie umiem się modlić, nie odczuwam takiej potrzeby. Zazdroszczę ludziom, których przez zycie prowadzi wiara, podziwiam tych, którzy mają w sobie jej moc. Ale ja sama - nie odczuwam nic takiego, nie ma we mnie religijnego mistycyzmu.

Był jednak taki Człowiek, związany z religią, z Kościołem, z Bogiem, który poruszał - i wciąż porusza - moje serce. Był taki Człowiek, który wywoływał we mnie zawsze ciepłe uczucia, kórego mogłabym nazwać autorytetem, którego widok, głos wywoływał i wywołuje we mnie wzruszenie, prawdziwe łzy wzruszenia... Karol Wojtyła. Jan Paweł II. Papież - Polak. Papież - pielgrzym. Człowiek ze wszech miar wielki, jedyna taka osoba, która potrafiła rozkruszyć serca wszystkich ludzi, niezależnie od wyznania lub jego braku, od rasy, narodowości, przekonań... Był częścią mojego, naszego świata - ja nie znałam świata bez Niego, urodziła się jakieś siedem lat po tym, jak został obrany Głową Kościoła. Myśl o tym, że odszedł, że nie nigdy nie będę miała okazji zobaczyć Go, usłyszeć na żywo... jest smutna. Nigdy nie będzie już takiego drugiego papieża, przywódcy - tak charyzmatycznego, mądrego, ciepłego, niezmordowanego. Oto skończyła się pewna epoka. Oto moment historyczny. Oto odszedł Mędrzec.

Tak, jestem niewierząca. Tak, On był człowiekiem dla wielu kontrowersyjnym. Nikt jednak nie zaprzeczy, ze miał ogromną charyzmę. Że w zupełnie niesamowity sposób magnetyzował ludzi, przyciągał ich do siebie i rozkochiwał w sobie: swym uśmiechem, poczuciem humoru, swą wiarą i poświęceniem, swą niezłomnością poglądów, swą dobrocią, swym cierpieniem... My, Polacy, jesteśmy dodatkowo związani z Jego osobą więzią, która w sposób specjalny, jakiś taki metafizyczny wpływa na nasz stosunek do Niego: kochamy Go, bo był wielkim Polakiem.

Ktokolwiek teraz zasiądzie na papieskim tronie, już nigdy nie będzie tak samo; żaden inny papież nie był tak znany, tak poważany, tak pożadany - w sensie pragnienia ujrzenia Go, uzyskania Jego błogosławieństwa, przebywania w Jego obecności - żaden nie uczynił tyle dla świata. To boli, kiedy odchodzi taka osoba. Boli niemalże tak, jakby odchodził ktoś bardzo bliski, ktoś z rodziny.

Tak, jestem niewierząca. Ale za każdym razem, kiedy włączam telewizor i widzę materiały, dotyczące Jego życia, mszy poświęconych Jego intencji etc. - automatycznie mam łzy w oczach. Zawsze wywoływał we mnie ciepłe uczucia.

Wczoraj w nocy poszliśmy do kościoła. Zanim zaczęła się msza, budynek wypełniała taka niesamowita cisza. Nie potrafię sie modlić i bardzo żałowałam, że nie mogę pomodlić się właśnie za Niego. Jeżeli jednak to uczucie, które mnie wtedy ogarnęło - takiej podniosłości, ale nie pompatycznej i napuszonej, takiej uroczystości, a jednocześnie smutku i własnie ciszy... - można nazwacć modlitwą, to chciałabym poświęcić ją właśnie Jemu.

Bo kiedy coś się kończy i odchodzi ktoś wielki, smutek po stracie ma wymiar mistyczny.

Komentarze

  1. Gość: ja, dmk184.neoplus.adsl.tpnet.pl
    2005/04/30 22:34:22
    jasne, pisz dłużej to wszystkim bedzie sie chciało czytać... -.-

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podziel się z nami swoją opinią! :-)